sobota, 31 maja 2014

94

 fot. Marta

Taki dzień, że podstawiasz wiadro pod kran, odkręcasz wodę, wychodzisz z kuchni i o tej wodzie kranie wiadrze zapominasz.

Coś dziwnego zrobił blogger (blogspot?) z tym zdjęciem... ale nie mam pojęcia, gdzie można to ustawić (żeby nie "poprawiał" moich zdjęć) - jeśli ktoś wie, będę wdzięczna za cynk.

No więc przez cały dzień jestem dość nieprzytomna, chaotyczna i nerwowa. Wieczorna rozmowa trudna i dziwna.
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że aktualnie nie uchodzę za zbyt wiarygodną.

piątek, 30 maja 2014

95

 fot. babcia Tereska

Coraz rzadziej pozwalam sobie na niedowierzanie. Zmuszam się do patrzenia. Żeby zobaczyć i nazwać.
Najwyższy czas, co nie?

czwartek, 29 maja 2014

96

 fot. mia mama

Chcę wam napisać dziś o czymś, o czym myślałam tak często, że sama nie wiem, czy tak naprawdę już tu o tym nie było wiele razy. Znacie to na pewno - słowa kształtowane, przegryzane, smakowane od tak dawna, że ma się niemal pewność: musiały pójść w świat, już na pewno wszyscy je usłyszeli i nie ma sensu powtarzać.
I zwyczajnie właśnie dlatego wcale tu jeszcze tego nie napisałam... chyba?..

Chodzi o jedną z tych bzdur, które próbuje się nam wkręcać; które ktoś kiedyś przeczytał albo nie wiem, powiedział sobie po jakimś ostrym ćpaniu, w jakimś oświeceniu towarzyszącym zwykle poczuciu totalnej porażki, mającym nadać jej jakiś sens, żeby czuć się mniejszym złamasem. Nie wiem, skąd ten pomysł, ale jest to naprawdę dość żenujące, wierzyć w to - a jednak sama tak myślałam, bez głębszej refleksji, z przekonaniem jak o kolorze trawy - że problemy zbliżają ludzi.
Bullshit.
Problemy ludzi mogą, owszem, połączyć, bo tak już po prostu działamy, ale ze zbliżaniem się do siebie nie ma to nic wspólnego, a raczej działa zupełnie odwrotnie.
Problemy sprawiają, że spinasz poślady, żeby problemy pokonać, a jak widzisz, że twojemu partnerowi coś niebezpiecznie tyłek drży, to mu go ściskasz za niego, i tak przecie, i tak do przodu, i tak próbujecie jakoś staranować sprawę. Razem, bo po prostu tak się zwykło - razem. Zwłaszcza, że problem przecież w jakimśtam sensie wspólny, więc wspólnie trzeba...
... i to jedno słowo ma tu przewalenie ważną rolę. Robicie to, bo trzeba. Razem, bo trzeba. I jest nawet poezja, dramat, jest husaria i trzymanie się za ręce. Aż wreszcie facepalm wszechczasów, kiedy widzisz, że gdyby nie ta druga osoba, gdyby nie ten związek, to by tego problemu nie było. On jest - bo jest ON/ONA. I już wiesz. I już się zaczyna smrodek. Już kiśnie, już grzybieje, już szare niteczki pleśni. Oczywiście, że nadal działa magiczne "trzeba", oczywiście, że łapunia w łapuni, i łezka w łezkę, i kto, jak nie my.
Łączy was problem.
Trudno powiedzieć, czy coś jeszcze.
A już nie daj Boże go pokonać.

No albo tak sobie tylko pieprzę, już dzisiaj padam z nóg, do nóg stołu drewnianego, paged, miesięczna rata trzysta osiemdziesiąt z groszami, trochę odłazi fornir po bokach.

środa, 28 maja 2014

97

  fot. tata

Dość się mnie już naoglądaliście, a ja dość się nagapiłam w obiektywy.
Dlaczego ta zmiana akurat od dziś? Bo dlaczego nie, ot co.

Wstyd pokonany, mogę ukryć twarz.

Szef mnie dziś pyta, czy nie obawiam się, że przesłanie z mojej koszulki zostanie opacznie zrozumiane przez potencjalnych adoratorów.
Odpowiadam, że niedostępne wyhaczają tych najlepszych.


żodyn - żaden (śląski)

wtorek, 27 maja 2014

98

 fot. mia mama

fuj
ble
źle mi
fuj fuj

(tak, czekam na okres)

jutro postaram się być znowu trochę ładniejsza, i promise

jedno dobre dzisiaj, że wreszcie usunęłam konto na n-k

poniedziałek, 26 maja 2014

99

 fot. Niko

Dwie cyfry w tytule. Do przodu, jak dobrze, że przynajmniej czas pędzi dzielnie.

Niko jest mały, ma chyba 4 lata, w sumie znowu nie pamiętam.
Taki słodziak z blond loczkami.

Znowu miałam szczęście w losowaniu, tym razem wygrałam jedzenie, nawet nie wiedziałam, że coś takiego istnieje, a czuję, że będzie mi z tą wiedzą w życiu lepiej.

Tak, amputowali mi lewe ramię.

niedziela, 25 maja 2014

100

 fot. Plast

Dziś studniówka. I nikt nie wie, czego.
Hummus wychodzi dziś - wreszcie - idealny. Zupa też jest doskonała. Chleb przepyszny, z cudownie chrupiącą skórką.
Choć pogoda bajeczna, spędzam ten dzień w domu, wybierając to, co powinnam, zamiast tego, na co miałabym ochotę. Dość często mi się to zdarza, a czasem (czasem?) mniej lub bardziej spontanicznie próbuję spełniać swoje pragnienia. Myślę, że w tym względzie nie wybijam się jakoś szczególnie ponad przeciętną.

i bardzo mnie już męczy ten blog

Wracam do siebie, zarazem otwierając się na nowe, co tylko pozornie zresztą wydaje się stanowić jakąś sprzeczność. Wiele z tego, co rzekomo odkrywam dopiero teraz, sprawia wrażenie od dawna mojego.

sobota, 24 maja 2014

101

 fot. Michał

O czwartej nad ranem nie widać żadnych spadających gwiazd. Siedząc w szlafroku na ławce przed domem, można jednak posłuchać koncertu na setki ptasich gardeł. Z kukułką i kogutem w tle. Nie ma mowy o ciszy, ale to moment oddechu. Poczucia, że może być dobrze w tu i teraz. Że będzie się tu chciało wracać, że to miejsce zasługuje, żeby za nim zatęsknić.

A zdjęcie jest zrobione na imprezie rodzinnej. Dawno już takiej nie mieliśmy; to jedna z tych, które umożliwiają poznanie (albo rozpoznanie) dalszych kuzynów, przypomnienie sobie o różnych gałązkach naszego drzewa, a trochę i o korzeniach, oczywiście.
Lubię dostrzegać podobieństwa w historiach, odgadywać po rysach twarzy, kto prawdopodobnie z tej pary, która właśnie przyszła, będzie moim krewnym.

Nie lubię tylko być na takich imprezach sama. Michał, mój brat, jest fajnym partnerem, ale nie umiem zapomnieć, że tak naprawdę nie ma teraz nikogo, kto przyszedłby tam ze mną. Kto zrobiłby to dla mnie.

piątek, 23 maja 2014

102

 fot. Asia
(ale obróbka ja! podkreślam, bo jakoś wyjątkowo dziś jestem dumna z efektu...
hm, bo chyba nie myśleliście, że nic
przy tych zdjęciach nie robię?..)

Odwiedza mnie dziś w pracy, po złożeniu pozwu.
Pomaga przy samochodzie, przypomina o istnieniu płynu chłodniczego (a właściwie, o jego nieistnieniu). Zwyczajnie gadamy, zwyczajnie miło.

Jestem potem trochę martwa.
Przyłapuję się nie tylko na gapieniu w nic, ale też na rozbieraniu się jeszcze przed wejściem do toalety.

Już się obudziłam, odżyłam, już jest dobrze.
(Także dzięki temu pięknemu panu.)

No bo miło jest zawsze najgorzej.

czwartek, 22 maja 2014

103

 fot. mia mama

Wybieram się dziś na spotkanie z Olą Taistra, ale po pracy muszę gdzieś przeczekać ponad godzinę. Plan brzmi: nad wodę z książką. Cóż, kiedy książka została w domu... Myślę, że kupiłabym sobie jakąś, że w ogóle dawno nie kupiłam sobie książki. W portfelu 3 złote... to może chociaż na loda starczy...
A więc idę nad wodę z lodem. Macham nogami, próbuję gapić się na chmury tak, żeby nie mieć wrażenia, że odpływam z całym pomostem. Zjadam kanapkę. Roztopioną pomadką maziam sobie usta. Gadam przez telefon, fotografuję telefonem łódkę, myślę trochę nad tytułem wystawy mojej siostry. Głównie jednak nie myślę, bo po to właśnie tam jestem.
Potem jadę na to spotkanie i wygrywam książkę.

środa, 21 maja 2014

104

 fot. tata


To afirmowanie kasy dla mnie wychodzi wam całkiem nieźle. Spłynęła już z samiuteńkiego nieba kwota pozwalająca uregulować rachunek za telefon tuż przed naliczeniem odsetek, a jeszcze-mąż zadzwonił z informacją, że w oszą jest olej do jeszcze-naszego samochodu w wyjątkowo niskiej cenie. (Na razie mnie i tak na niego nie stać, ale taki dług, to w czerwcu luźno spłacę, a auto będzie wdzięczne, bo aktualnie poziom oleju jest już dramatycznie niski.)
To teraz, proszę, afirmujcie jeszcze na wymianę opon na letnie, na prezent urodzinowy dla mamy, no i na tego dentystę, żeby go odwiedzić, póki nic nie boli.
Żeby nie było, że sama nic nie robię w kierunku zdobycia jakichś dodatkowych złociszy: wystawiłam dziś parę aukcji na allegro, najwyższy czas przewietrzyć szafę. Gdyby tu któraś nosiła rozmiary od XS do M i chciała sobie pooglądać, niech pisze np. przez fejsbunia.

Drodzy moi, afirmujemy dalej, można też się modlić albo rzykać. Dam radę i koniec. W sierpniu skończę spłacać meble i wtedy to dopiero będzie, ha, może nawet do gina sobie skoczę..?

Jeśli ktoś ma wątpliwości - staram się pisać o tym z dystansem, bo nie przymieram głodem. Na początku miesiąca zrobiłam sobie fajne zapasy jedzenia, poza tym, naprawdę mam szczęście do takich nieoczekiwanych zastrzyków gotówki. Albo i oczekiwanych, ale po prostu zawsze pojawiających się dokładnie w tym idealnym momencie, na czerwonej lampce.

Nie jest źle!

I tylko to zmęczenie...
Wykańczam się myśleniem, martwieniem.
Pierwszy raz się rozwodzę. Trochę to przeżywam.

wtorek, 20 maja 2014

105

 fot. mia mama

Czasem to i mnie nerwy puszczą. Puszczą mnie i innych łapią, obłapiają. Jak to nerwy. Nerwowe.

poniedziałek, 19 maja 2014

106

 fot. mia mama

Chcę granatu, chcę pomelo. Cieszę się na truskawki.
Chcę pójść do ginekologa i do dentysty.
Chcę tego legendarnego Nowego Początku.
Chcę chcę chcę.
Afirmujcie ze mną.

Pysk pod kolor koszulki, wiem. Agni au naturel, walić wszystko.
Chcę.

niedziela, 18 maja 2014

107

 fot. A.

... ale na tych szpilkach się chodzi wolniej... więc znowu gdzieś się spóźniamy, tym razem do teatru i tym razem już nie wolno nam wejść. Dostajemy jednak zapewnienie, że bilety możemy wykorzystać w dowolnym terminie, pani w kasie, pytana, czy w takim razie zawsze to właśnie ją się tam zastaje, odpowiada nie, ale my tu wszyscy, że tak powiem, mówimy jedną gębą i ktokolwiek tu będzie, wpuści państwa.

(A w jednym momencie świeci słońce i pada gęsty drobniuteńki deszcz. Proszę go, żeby się zatrzymał i choć kpi, złośliwiec, ja mam czas na zachwyt. Liryka liryka tkliwa dynamika, mawiał Mistrz, zresztą i kolega Artur jak w oryginale.)

sobota, 17 maja 2014

108

 fot. A.

Sen o cygańskim pochodzie na wielkim cmentarzu, poranek przemiło rozciągnięty w czasie. Potem zadeszczone, zachmurzone miasto, w którym oczy jednak najedzone kolorami, no i najważniejsze - nos, nos, tyloma zapachami. I jeszcze koncert, i jeszcze te szpilki, i sucho wtedy, kiedy sucho ma być. Choć nikt na rękach nie nosi, dobrze samej iść.

piątek, 16 maja 2014

109

 fot. A.

Trochę niepotrzebnych nerwów, czasem zapominam, że szkoda czasu na głupie fochy.
Ważniejsze, że do ciebie przyjeżdżam, czy na którym przystanku wsiądę w tramwaj?
Choć właściwie, to nawet fajne, że nagle takie bzdury stają się naczelnym problemem dnia.
Bardzo fajnie jest też przejść się troszkę po Krakowie samej, ze stareńką torbą od babci, zdążyć na przystanek tuż przed deszczem. Gapić się na ludzi, o mamo, jak ja uwielbiam gapić się na ludzi.

Strasznie miło jest się przyłapać na uśmiechaniu do samej siebie.
I zdjąć kalosze, poczuć się, jak u siebie, i od razu dostać miskę gorącej zupy.

czwartek, 15 maja 2014

110

 fot. Asia

... no przecież nie mogłabym być ciągle piękna, bo byście powariowali...

Chcę się zalogować do starej skrzynki. Bardzo starej.
Próbuję przez jakiś czas, nie pamiętam nawet loginu. Odpuszczam.

I potem, w trakcie pracy, coś przeskakuje w głowie i się przypomina. Login i hasło.
Ponad 1500 wiadomości, najnowsze sprzed trzech lat, najstarsze sprzed pięciu.
Większość - zaproszenia. Na imprezy, rajdy, warsztaty.
Już jutro, Musisz z nami być, W najbliższą sobotę.
Jutro, które nie nastąpiło.

Kasowanie setek nieprzeczytanych wiadomości. Od osób, z którymi dziś nie mam najmniejszego nawet kontaktu. Z adresów, które z czymś się kojarzą, ale nawet już nie pamiętam, czy miłym.

Doświadczenie niemal metafizyczne.

I wcale nie mam wrażenia cofania się, powrotu, zupełnie nie. Przekonanie o nowym początku.

A mąż podjeżdża po odpis aktu ślubu.

A deszcz wkurza, bo zmusza do kaloszy i workowatych ciuchów; lubię i kalosze, i sukienki - worki, ale lubię też mieć wybór.
Do Krakowa i tak pakuję szpilki. Mam w planach być noszona na rękach. Mam nadzieję, że ktoś też tam ma w planach mnie nosić.

środa, 14 maja 2014

111

 fot. mia mama

Chciałabym się na niego wkurzyć, wiecie?
Porządnie się po nim wydrzeć.
Nie muszę tu pisać o powodach odejścia, które mi podawał, ale chciałabym jemu wykrzyczeć, jak bardzo uważam je za głupie. I co w ogóle o nim myślę.
Macie pomysł, jak go zmusić do złożenia wreszcie tego pozwu?
Rafał, czy do Ciebie naprawdę nie dociera, jakie masz szczęście, że Twoja żona jest zwyczajnym tchórzem, cieniasem, miękką fają!? Że przez to wszystko, co usłyszałam we wrześniu, boję się kłótni, bo cholernie boję się kolejnych słów, które by bolały tak samo albo i bardziej, i złamały może jeszcze mocniej?
A czy masz świadomość tego, ile osób czyta mój blog?
Niektóre z nich znasz!
I nie wiem, czy gorsze powinno być dla Ciebie to, że niektóre znasz, czy to, że tylko niektóre... ale Ty się tym najwyraźniej nie przejmujesz. Nie, Ty się nie boisz. Ty wiesz, że publicznie nie zacznę Cię obrażać.
Ty wiesz, że peniam, że zwyczajnie robię w gacie ze strachu przed kolejnymi oskarżeniami z Twojej strony. Tymi idealnie trafnymi strzałami. Prosto w serce.
Wiesz, że Twoja żona jest tchórzem - ale czy Ty możesz mieć jaja i po prostu wziąć ze mną ten rozwód?
A zupełnie na marginesie - nawet sobie nie wyobrażasz, ile razy od września różne osoby mnie pytały, czy mają Ci wpierdolić.

wtorek, 13 maja 2014

112

 fot. tata

Zaskakuje mnie dziś ten mój tata i wzrusza. Chce mi pomóc w spełnieniu mojego jedynego marzenia.
Bo wiecie, że ja nigdy o niczym nie marzyłam? Mówiłam wam już o tym?
No, może jako dziecko. Szybko z tego wyrosłam.
Żadnych takich ach, byłoby super, gdyby - bo po co, skoro przecież nigdy nie będzie.

No tak.

W sierpniu spełniam moje pierwsze marzenie.
Chyba nie ostatnie, co? Odważę się chyba jeszcze? Zachcieć czegoś - i po to sięgnąć.

Umiem?

poniedziałek, 12 maja 2014

113

 fot. Justi

Prawdopodobnie jest wbrew jakimkolwiek zasadom i wszystkim możliwym poradnikom, powiedzieć jeszcze-mężowi, że się właściwie tęskni i by się chciało w nim mieć znowu-męża. I to w rozmowie, która miała dotyczyć rozwodu. Na który to ja nalegam. Życie jest takie skomplikowane...
I żałosne.
Kiedy krótko po tej rozmowie wysyłasz mail i tłumaczysz, że to jest tak naprawdę tęsknota za tym znanym, wszystkim tym dobrym i nie mającym szans się powtórzyć. Nie w takiej konfiguracji. I że to przecież już nie miłość. Tęsknota tylko. Tylko. No.
Żałosne.
Wybaczam to dziś sobie całkiem łatwo. Nie wszystkie kierunki moich uczuć jestem w stanie przewidzieć, nie nad każdym przypływem zapanować.

niedziela, 11 maja 2014

114


fot. A.

Jeśli od rana boli głowa, głupio zakładać, że ból sam minie, bo raczej będzie tylko coraz gorzej.
Nic w tym odkrywczego, ale to najmądrzejsze, co potrafię w tej chwili napisać. Z wieczornych planów nic więc dziś nie wychodzi, nie mam chleba na jutro, a przed godziną wyszłam z łóżka i, oczywiście, teraz nie ma sensu do niego wracać.
No i przy krojeniu kapusty lepiej nie rozmawiać przez telefon, trochę się przecięłam. Szczypie cholerstwo.

Mogłabym tak długo...

Po prostu boję się pisać o tym wszystkim ważnym i trudnym, co się teraz rozgrywa i musi rozegrać do końca w najbliższej przyszłości. I pisać, i po prostu - boję się.
Może wolę ból głowy od tego, kiedy boli wszystko inne. Poetycko, co? Ale myślę, że naprawdę właśnie tak jest.
Pewnie też dlatego organizuję sobie od tygodnia ciągłe niedospanie. Uciekanie w nieprzytomność.

I nie wiem, jaki procent mnie, to ja.

sobota, 10 maja 2014

115

 fot. A.

Trochę sprzątania. Gadania z rodziną. Wsparcie, które jakoś spontanicznie zdarza im się posłać w moim kierunku, daje ogromną siłę.
Słońce daje ją również. Popołudnie spędzone przyjemnie i spokojnie.
Kilka spektakli.
A. w tym swoim garniaku, koszuli, pijący piwo w dość żulerskim ogródku.
Znajome twarze. Takie uśmiechnięte!
Trochę burbonu. Trochę ciepła.
Nie, co ja mówię. Cała masa ciepła, nawet gorąca. Dogrzewanie bardzo będzie mi wkrótce potrzebne, trzeba magazynować.

piątek, 9 maja 2014

116

 fot. Cza

Nocne powroty samochodem i wszystkie krawężniki moje.

Nim jednak wracam - znowu łażenie. I uśmiechanie się pod nosem, kiedy dostrzegam, że momentami jestem tylko po to, żeby nie wyglądał dziwacznie, mówiący tyle i tak głośno... tak naprawdę, sam do siebie.

Cza, mam do Ciebie słabość, stary koniu, więc się nie pytaj głupio, czemu tak się snuję z Tobą po wsi nocami!
Lubię Cię, pierdoło.
Kibicuję Ci. I mi.

czwartek, 8 maja 2014

117

 fot. mia mama

Uwielbiam rabarbar. W niedzielę mam w planach zmajstrować fantastyczny deser.

A kiedyś te desery robiłam dla Rafała i taka refleksja nie powinna się już pojawiać, prawda?
Lepiej by też było, gdyby nie pojawiał się pewien odruch, rodzaj tiku. Specyficzny sposób pocierania kciukiem serdecznego palca. Nawyk dotykania obrączki, kilka miesięcy po schowaniu jej do szkatułki.
Nie lubię się na tym przyłapywać.

Myślę dziś, że trochę zazdroszczę osobom, które życie aktualnie tak rozpieszcza, że ich autentycznie największym problemem jest na przykład: czy na parkingu szkoły, w której jestem portierem, wszystkie samochody są czyste.
Zazdroszczę naprawdę - i naprawdę tylko trochę.

Chciałam, oczywiście, podać jeszcze parę przykładów, ale - w sumie - po co.
Wdupiemamtyzm mi się włączył. Wdupiemanctwo. Wdupiemamtowość. Tyczność.

Mój lewy profil przyozdabia gigantyczny pryszcz. Nawet na tym zdjęciu go trochę widać.
Tyczność.

Taak, mam świadomość tego, jak kretyńsko i/lub dwuznacznie wygląda ten rabarbar w mojej łapie.

środa, 7 maja 2014

118


fot. mia mama

Rano po odwiezieniu Olimpii, zwykle pędzę na złamanie karku, żeby zdążyć albo przynajmniej nie spóźnić się za bardzo. Zwykle szukam też wtedy jakichś bitów w radiu, generalnie poranki są często właśnie z bitami.

Bardzo się cieszę, że znowu mam samochód. Wkrótce będzie on tylko moim samochodem. Czasem, kiedy pomyślę, ile z tym się wiąże wydatków, czuję paniczny strach (bo ja bywam taka panikara), ale zdarza mi się powiedzieć sobie wtedy, że w najgorszym wypadku zawsze są przecież busy i rower, a ludzie mają większe problemy.

Myję go sobie dzisiaj, co uwielbiam, a nawet pobieżnie wytrzepuję dywaniki. Chciałabym kupić sobie jakieś wypasione pokrowce, przykleić listwę przy prawych przednich drzwiach, która odpada chyba już drugi rok. Oczywiście, nie stać mnie na to i, oczywiście, mam to gdzieś.

Ludzie naprawdę mają większe problemy.
Znacznie większe od jakichkolwiek moich problemów.

Proszę, zarejestrujcie się w Bazie Dawców. To nie boli. Marzena czeka na przeszczep.

wtorek, 6 maja 2014

119

 fot. Cza
 
Wkurzałam się, kiedy mówił, że właściwie my się już nie znamy... ale miał rację. Zresztą, "właściwie" jest tak przyjemnie pojemnym określeniem.
A poza tym lub może przede wszystkim, to poznawanie się na nowo bardzo mi się podoba.

I zapowiada się fajny weekend. W ogóle całkiem dobrze się rysuje ten maj.

Wiadomo, dupa jeszcze parę razy zaboli. A kogo nie boli?
(Takich, co ją w krzokach chowają ze strachu, ha. Ale w krzokach sie idzie podropać, synki, w krzokach mało widać!)

poniedziałek, 5 maja 2014

120

 fot. mia mama

Postanawiam dziś zaszaleć. Tak, muszę oszczędzać, ale raz się, kurna, żyje, nie?
Postanawiam dziś zaszaleć i - kupuję jedzenie!
A nawet proszek do prania i papierowe ręczniki.
Wypas.

A wcześniej w końcu się wkurzam, ściągam wzór z internetu i w imieniu mojego męża wypisuję pozew rozwodowy, wymyślając uzasadnienia dla rozwodu, w które przecież sama muszę dopiero w tym momencie uwierzyć.
Czasem się zastanawiam, czy ja naprawdę nie jestem jakaś z tytanu.

niedziela, 4 maja 2014

121

 fot. Martyn

Ten smutny chłopak ze zdjęcia jest po prostu zmęczony.
Nie wydaje wam się, że wyglądam tu jakbym czekała na jakiś zabieg rehabilitacyjny?

Dziś rano uświadamiam sobie - moja wrażliwość nie jest przecież dowodem, że nie jestem twarda.
Cza miał rację.
Jestem.
Nie robiłam nikomu scen. Nie beczałam. Chodziłam sama na filmy i poznałam jakiś milion cudownych osób. Nie pożałowałam nawet przez ułamek sekundy, że tam pojechałam.
Dowiedziałam się po prostu, że jeszcze we mnie siedzi to wszystko bardziej, niż przypuszczałam. I tylko tyle.
Czy nie gorzej by było odkryć, że już mnie to zupełnie nie dotyka? Czy nie wtedy raczej powinnam się sobą martwić?

Jeszcze dziś seans, jeszcze po południu próba. Jeszcze zaległe posty i wyczekana menstruacja.
Dobrze jest.

sobota, 3 maja 2014

122

 fot. Cza

Nie jest tu z mojego powodu, ale gdyby nie przyjechał, nie dałabym już rady.
(No i on należy do tych, co mówią, że to nawet dobrze, że nie chce mi się uśmiechać do zdjęcia.)
Tego jest tu zwyczajnie za dużo. Emocje filmowe, spotkaniowe, głód i przesyt, parę zawodów.

Kończy się cudowny festiwal, co okazał się być tak przerażającym zarazem.

piątek, 2 maja 2014

123

 fot. Marta

Ktoś mnie dziś nie zauważa i czyjaś dłoń zupełnie naturalnie wsuwa się w inną dłoń.
Wydaje mi się, że ten kiczowaty odgłos pękania słychać też poza moim środkiem, i że rysy pojawiły się nawet na mojej twarzy. Chcę pójść na imprezę i boję się jej, więc wybieram dziś może tchórzostwo, które chyba tym razem jest zwyczajnie mniejszym złem.
Nie wszyscy zasługują przecież na widok moich łez, którym ostatecznie jednak nie pozwalam płynąć.
Wracam nocą i bardzo, bardzo chcę krzyczeć. Szczęka boli od zaciskania zębów.
Myślę o tym, co znaczy dla mnie nazwa tego festiwalu.
Kino na Granicy - ile granic kazałam sobie przekroczyć? Co z tego warto było zrobić, którą prawdę o sobie poznać?
I kiedy wreszcie to wszystko przestanie przypominać czeski film.
Bo idę nocą sama, walczę ze smutkiem i, oczywiście, zaczyna padać deszcz.
A potem trafiam na dyskotekę z disco polo. Na parkiecie ze mną i z moją siostrą wycinają hołubce tynkarz Krzysiek i organista Irek.
Napisy.

czwartek, 1 maja 2014

124

 fot. mąż

Pcham się dzisiaj prosto w paszczę lwa.
Czego początkowo naprawdę nie jestem świadoma.
Bo się mi wydaje, że jestem niezła twardzielka.
A jednak...
Po prostu czuję się zmęczona i nie potrafię sobie przypomnieć, po co robię sobie to wszystko.

Ale też:
przepiękna pogoda.
Przepysznie smakuje sałatka owocowa na świeżym powietrzu.
I Imagine zwyczajnie ładny. Chyba nawet nadzwyczajnie.