czwartek, 8 maja 2014

117

 fot. mia mama

Uwielbiam rabarbar. W niedzielę mam w planach zmajstrować fantastyczny deser.

A kiedyś te desery robiłam dla Rafała i taka refleksja nie powinna się już pojawiać, prawda?
Lepiej by też było, gdyby nie pojawiał się pewien odruch, rodzaj tiku. Specyficzny sposób pocierania kciukiem serdecznego palca. Nawyk dotykania obrączki, kilka miesięcy po schowaniu jej do szkatułki.
Nie lubię się na tym przyłapywać.

Myślę dziś, że trochę zazdroszczę osobom, które życie aktualnie tak rozpieszcza, że ich autentycznie największym problemem jest na przykład: czy na parkingu szkoły, w której jestem portierem, wszystkie samochody są czyste.
Zazdroszczę naprawdę - i naprawdę tylko trochę.

Chciałam, oczywiście, podać jeszcze parę przykładów, ale - w sumie - po co.
Wdupiemamtyzm mi się włączył. Wdupiemanctwo. Wdupiemamtowość. Tyczność.

Mój lewy profil przyozdabia gigantyczny pryszcz. Nawet na tym zdjęciu go trochę widać.
Tyczność.

Taak, mam świadomość tego, jak kretyńsko i/lub dwuznacznie wygląda ten rabarbar w mojej łapie.

1 komentarz: