środa, 30 kwietnia 2014

125


 fot. Marta

Na jedną z projekcji trafiam trochę przypadkiem... żeby, rzecz jasna, przekonać się, że o żadnym przypadku nie może być mowy.
Przy kilku filmach myślę - czemu właściwie ja sobie tak nie żyję? Czemu tego wszystkiego nie robię?
I cieszy mnie odkrycie, że już tak łatwo na te pytania nie znajduję odpowiedzi; że coraz mniej sama sobie stawiam przeszkód.

Łapczywie dziś poznaję nowych ludzi.
To miasto jest ciasne, niteczki, związki i związeczki są nieuniknione. Niektóre z tych nowych znajomości są więc trudne. Większość cieszy.
Zachłystuję się dziś nowymi ludźmi.

wtorek, 29 kwietnia 2014

126

 fot. Marta

Boże. Tak mi dobrze.
Biorę karnet, daję uśmiech. Potem piję kawę z szerokim uśmiechem. Wybieram pierwsze filmy do oglądania i ciągle nie mogę przestać się uśmiechać. Siedzę w wielkim różowym fotelu i Boże, tak mi dobrze, że czuję falę wzruszenia i aż z samej siebie chce mi się śmiać, bo jak to tak, ze szczęścia się popłakać? W Cieszynie tak? Cieszynku poczciwym?..
Sama i kompletnie nie samotna. Z najlepszymi miejscami w kinach. Z najlepszym z możliwych nastrojów. Z nagłą myślą, że chciałabym częściej być taka sama. Taka sama - bez nikogo. Taka sama - jaką jestem dziś.

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

127

 fot. mia mama

Wyłączam dziś pędzenie. Włączam uśmiech. Piję kawę i czytam książkę! (Mam wrażenie, że ostatni raz to robiłam w dziewięćdziesiątym siódmym.)
W szafie taty znajduję zarypiasty t-shirt z rekinem.
Pakuję się.
Od dziś urlop, do niedzieli zamieszkam w Cieszynie.
Posty może nie będą regularnie wrzucane, ale co się filmów naoglądam, to moje.
Jaram się.
Naschle!

niedziela, 27 kwietnia 2014

128

 fot. mia mama

Zabieram dziś na próbę aparat i zapominam poprosić o zdjęcie.
Przynajmniej wiem, że nie jestem jakoś wybitnie zafiksowana na punkcie tego bloga.

Strasznie jestem senna.
Przynajmniej mogę wam darować wszelkie banały typu "dzień podszyty smutkiem", "atakuje mnie niespodziewanie parę wspomnień", "czasem zdarza mi się zatęsknić"...

... ha. No i nie darowałam.

sobota, 26 kwietnia 2014

129

 fot. Olimpia

I tak się zastanawiałam, jak ładnie napisać o wspólnym z małą smażeniu naleśników, pieczeniu muffinów, prasowaniu, o tym wszystkim miłym i właśnie ładnym takim... aż zobaczyłam oczy mojego kota na tym zdjęciu...

... i aż Olimpia powiedziała, że Queen to jej ulubiony boysband...

piątek, 25 kwietnia 2014

130

 fot. Olimpia

Mała gwiazda zostaje u mnie do niedzieli.
Zjadła pęczak, jutro chce mi smażyć naleśniki. Robiła zdjęcia kotu i trochę tańczyła.
Od ponad godziny siedzimy naprzeciw siebie, każda przed swoim laptopem.
Jest taka fajna, jest tak miło.
Jeszcze pół roku temu jej nie znałam, teraz idę po ręcznik dla niej.

Dobre skutki.
Przecież musiały być.
Ale że aż tak wiele.
Czad.

czwartek, 24 kwietnia 2014

131

 fot. mia mama

A kiedy robię taką akurat minę na tle filmu z wesela kuzynki, to naprawdę nie jest dowodem, że niepoważnie traktuję czekający mnie rozwód, ok?
Mam dystans do tego bloga, kochani. 
Zresztą, dystans to w ogóle fajna rzecz.
Dzwonię dziś do Rafała z konkretnym pytaniem, a nawijamy ponad kwadrans o wszystkim, co nam przyjdzie do głowy. I nawet mówimy sobie w pewnym momencie - ej, dobra, rozwodzimy się, nie lubimy się przecież, nie powinniśmy tyle się śmiać.
To już nie rozwala, wiecie, to wyłącznie cieszy.
I zarazem przestało być standardem, coraz częściej wkrada się chłód.
Co nie dziwi i co też trzeba będzie przeżyć.
(Jak miło na spokojnie postanawiać te rzeczy do przeżycia.)

środa, 23 kwietnia 2014

132

 fot. Michalina

Ciasny ten tydzień, niedospany.
Ale kiedy przyjeżdża Michalina, może się palić i walić - spotkamy się. Zwłaszcza, że przecież podkarmia mnie jakimiś brytyjskimi przysmaczkami...

No i dziś jestem w gazecie. Początkowo reaguję nerwowo na tak wielkie zdjęcia, potem spokoju starcza jeszcze na ukojenie mamy.
Bo właściwe, czemu nie? Czemu niby nie?

(A czerwone oczy zlikwidowała, róż swetra przygasiła i zęby wybieliła Marta.)

wtorek, 22 kwietnia 2014

133

 fot. mia mama

W pracy na pół dnia (Ile ty masz jeszcze tych urlopów na żądanie?), pysk zjarany pierwszy raz w tym roku, zakwasy z kategorii "to ja tam mam mięśnie!?", kierowca busa budzi mnie na ostatnim przystanku, a w domu uskuteczniam atmosferę studiów - naczynia już trzeci dzień próbuję zmusić do samooczyszczeń.
W pewnym sensie, niewiele z tego dnia, w innym - wyciśnięty do ostatniej kropli.
I kolejne lekcje zdrowego egoizmu.

(A czy można coś zrobić, żeby blogspot sam nie wygładzał moich zdjęć? To właściwie trochę frustrujące.)

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

134

 fot. A.

Na Lany Poniedziałek Dominika wymyśla wersję hard. Po południu wszyscy jesteśmy zupełnie albo prawie zupełnie mokrzy, niektórzy z piachem w majtkach, inni z odciskiem kory na czole.
Dziś próbuję spływania kajakiem i to, co wyobrażałam sobie jako łabędzie sunięcie gondolierów wzdłuż ścieku, okazuje się niezłym machaniem wiosłami, kilkudziesięcioma walnięciami ze wszystkich sił w pieńki, włażeniem z własnej woli w wodę i, po prostu, absolutnie fenomenalnym sposobem spędzania Świąt albo jakiegokolwiek wolnego czasu.
Zamiast trzech godzin, spływamy prawie sześć, ale co tam. Ostatni raz tak cuchnęłam mułem jako dziecko, pływając latem w stawie hodowlanym. Czad.
Wieczorem trochę ciężko kontaktuję przy ognisku, ale lepszego finału takiego dnia przecież nie mogłabym sobie wymyślić.
I jeszcze nocleg w drewnianym domku, gorący prysznic, o mamo.
- Dominika, jesteś super.
- Co ci będę ściemniać - wiem.

niedziela, 20 kwietnia 2014

135

 fot. Michał

Jadę dziś do kościoła na rowerze, w sukience. Drobiazgi, ale po swojemu. Bardzo to lubię.

A moja cudowna mama na świąteczny obiad przygotowuje dla mnie osobną zupę!

Potem to ja rządzę sobie w - swojej - kuchni.
Bilans na dziś to trzy pasty do kanapek, dwa bochenki chleba, kilka pieczonych buraków.
Jutro przez cały dzień mnie nie będzie i oczywiście przez to jedzenie oraz zestawy ciuchów do przebrania (kajaki! ale radocha!) muszę brać wielki plecak. Piżdżąco pomarańczowy, dodam.
Strasznie fajnie.

Sprzątanie przez caluteńką Wielką Sobotę, a potem pogaduchy przez internet do czwartej nad ranem nie były najlepszym pomysłem. Ja, kochająca spać, ciągnę dziś po nocy, która dla mnie miała trzy i pół godziny. Jakieś odmienne stany... ale czy jeszcze świadomości?..

Drobiazgi, ale po swojemu, to także laptop w kuchni. Do gotowania mam więc tak naprawdę towarzystwo. Bardzo to lubię, zdaje się, że już to powiedziałam.

sobota, 19 kwietnia 2014

136

 fot. mia mama

Przed kilkoma miesiącami ktoś mówił mi, że minie siedem miesięcy i już będzie lepiej...
... że to będzie piękna wiosna...

Czasem tę walkę czuje się wręcz fizycznie, nagle mam słabe ręce, muszę usiąść, patrzę na te moje dłonie, drżą i nie chcą sięgać po nic.
A czasem spostrzegam: oglądam strony z głupimi obrazkami, słucham radia, sprzątam. Wiecie, że dzisiaj jednak wszystko sobie posprzątałam, umyłam wszystkie okna, skończyłam zaproszenia ślubne dla brata i zrobiłam jeszcze parę jakichś kosmicznie wysiłkowych rzeczy?
I piszę to, tak naprawdę, już po północy, i jeszcze sobie maluję paznokcie.

To nie jest zagłuszanie niczego.
Już nie.
Czuję, wiecie?

Tyle czuję..!

Rozmawiam dziś z duchownym, którego mądrość podziwiam od dawna. Proponuje mi spotkanie, bo widzi podstawy do stwierdzenia nieważności małżeństwa.
Próbuję z nim dyskutować, jestem dla samej siebie bardzo surowa, nie chcę nikogo oszukiwać... spokojnie tłumaczy... ma rację.

Z jednej strony - wyraźna ulga.

Jest jednak jeszcze jedna Agni. Taka, co to wiecie - płacze na filmach z Meg Ryan. Taniec w deszczu (biegaliśmy kiedyś z Rafałem boso w deszczu, po mieście) i że cię nie opuszczę...
Taki durny głos, który pyta - przepraszam, ale że co!? Jak nieważne!? Jak, że to było nieważne!? Że nie było niczego? A to, przepraszam, co ja czułam? A co razem chyba czuliśmy? To tego tak naprawdę nie było?

Znów muszę to przegryźć. Inaczej, niż przeżywałabym to, kiedy ktoś zapewniał - po siedmiu miesiącach będzie lepiej.
Teraz wiem, że jest.
I że trzeba sprzątać dalej.

Dobrych Świąt, ludzie.

piątek, 18 kwietnia 2014

137

 fot. Martyn

To nietypowy sposób spędzania wielkopiątkowego wieczoru, ale mało przecież "typowego" u mnie w ostatnim czasie, a może wręcz przewartościowuję także to pojęcie.
W starym dresie, siadam z panią reżyser i paniami aktorkami nad winem z tonikiem. Fajnie. Swobodnie.
I spraw, dobry Boże, by nas też kiedyś jeszcze te same żarty na trzeźwo bawiły.

czwartek, 17 kwietnia 2014

138

 fot. mia mama

Jak Agni po raz 8273 postanawiała przestać być żałosną... ale, co tam. Grunt, że dzisiaj akurat plan z gatunku Dupa w Troki rzeczywiście odnosi jako taki skutek. I okno w kuchni umyte! A to było najgorsze! Jest umyte w sposób haniebny, ale jest. I nawet dziś zjadam obiad.
I w ogóle się trzymam, choć nagle obrazki z zeszłorocznych Świąt. Trzymam się, do jasnej ciasnej.

środa, 16 kwietnia 2014

139

 fot. mia mama

Jeszcze do przedwczoraj myślałam, że jednak zasługuję na jakieś namiastki normalności i fajności.

nawet jeśli to nie to
usiłuję uwierzyć w coś 

A dzisiaj znowu myślę, że jednak nie. Dziś tylko czuję się żałosna.
I strasznie mnie to już wkurza!!!
Strasznie mnie zaczyna wkurzać ta moja bania o zasługiwaniu.

Mama mnie zmusza do uśmiechu, Chryste, nie chcielibyście widzieć pierwszego zdjęcia, które tu miało iść.
Łu, Marta, Dominika, Cza, Magda, Justa. Przez Was, cholery, nie umiem tak do końca pomyśleć o sobie, że jestem do dupy.
Utrudniacie mi!
Bóg Wam zapłać.

A nie chciałby mi ktoś umyć okien na Święta? Nie umiem tego robić, jednocześnie becząc pod kocem, no są chyba jakieś priorytety.

wtorek, 15 kwietnia 2014

140

fot. mia mama

dużo dziś płaczę
potem idę pobiegać, choć Bóg mi świadkiem, nie wiem, skąd znajduję na to siły
biega się rewelacyjnie
no a potem znowu chce się płakać

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

141

  fot. Adrian

Krążę dziś wokół tematu odpowiedzialności, a może raczej ten temat krąży wokół mnie, ominąć, przekroczyć go nie sposób. Przyznać przed samą sobą współudział w decyzji Rafała, nie obciążając się zarazem nadmiernie. Pamiętać o potrzebach drugiego człowieka, nie zapominając o sobie. Efekt motyla i Boża wszechpotęga.

I jeszcze o tym, że się zmieniam - słyszę najpierw od Adriana, potem od Cza i nie wiedzieć czemu, trochę się tych słów przestraszam, choć przecież o tych zmianach we mnie dobrze wiem i wiele z nich umiem ponazywać.

Odpowiedzialność, ta najważniejsza - za samą siebie. Dorosłość pieprzona, trudna, kiedy tak dziurawa, choć niedziurawa pewnie nie do znalezienia, nieprawdziwa może.

niedziela, 13 kwietnia 2014

142

 fot. Magda M.

W efekcie nocnego, nazwijmy rzecz po imieniu, chlania, dziś dzień częściowej (znaczącej) zmiany planów. Sumienie mocno gryzie przez niedotrzymane obietnice.
A na wieczór postanawiam "się zrobić" i odkrywam, jaką przyjemność to niesie, kiedy wiesz, że umówiłaś się z samymi kobietami. Nowe, naprawdę.
I gorąco polecam.

sobota, 12 kwietnia 2014

143

 fot. Łu

Najpierw leniwie. Potem głośno, bo warsztaty z dzieciakami - dawno już nie miałam okazji, a bardzo to lubię. I szybkie odsypianie zmęczenia, bo już wiadomo, że znów wieczorem będzie Cza.

No i jest.

piątek, 11 kwietnia 2014

144

 fot. Łu

Pora wykorzystać bożonarodzeniowy prezent, a więc dziś nowy zapach i nowa szminka. Wiecie, że pierwszy raz w życiu mam szminkę, która nadaje jakiś kolor ustom poza niemal identycznym z naturalnym? Oczywiście, kiedy kupowałam tamte, wydawało mi się, że to takie szalone, taka dzicz z tym odcieniem... chyba nikt inny nie dostrzegał, że cokolwiek na tych ustach mam...
A teraz trudno nie dostrzec, bo szminka jest sobie różowa. A zapach jest sobie inny zupełnie od dotychczasowych.

I wieczorem parę fajnych osób, i wino, i ktoś zasypia w fotelu, ktoś tak pięknie opowiada, że kto inny aż robi notatki, i choć zmęczenie totalne, fatalne, to ten mój koniec świata znowu przez kogoś nowego polubiony.

czwartek, 10 kwietnia 2014

145

 fot. mia mama

źle
dziś wszystko źle
więc odkurzacz ścierka biała fasola tahina buraki marchew
nic nie działa

środa, 9 kwietnia 2014

146


fot. mia mama

Głębsze rozmowy odsłaniają liczne mechanizmy, a odważniejsze cięcie - kolejne siwe włosy. Zajmuję sobie czymś ciągle wieczory i dłonie, każdą sobotę, wszystkie niedziele. To tylko lekka strata na odporności i przytomności, jest może trochę nerwowo, ale stale się siebie uczę i siebie wypróbowuję. Agni bezmięsna i tak mocno wygolona, nie zrozumcie mnie źle, ale w pewnym sensie (dopiero) teraz prawdziwa.

wtorek, 8 kwietnia 2014

147

 fot. Marta

Dobrze.
Spróbuję.
Spróbuję ubrać w słowa myśli o tym, czemu słów czasem brak.

Jak najbardziej wprost, na tyle, na ile potrafię.

Rafał odszedł i zabrał mi sporo z tego, w co wierzyłam. Banał? Być może. Niestety, również prawda. Nieprawdą natomiast okazało się to, co wtedy myślałam - że zabrał wszystko. Nie.
Świat nie jest czarno-biały; od końcówki sierpnia powtarzam to jeszcze częściej. Powody jego odejścia nie są czarno-białe, a efekty to również co najmniej cała tęcza barw.

Bawię się. I to świetnie. Po weekendach czasem dochodzę do siebie w okolicach czwartku. Uwierzyłam, że Spotify to fajny wynalazek i w ten sposób znowu jestem ćpunką muzyki, co również nie zawsze dobrze wpływa na koncentrację, za to - często - doskonale na samopoczucie.
Poznałam całą masę nowych osób i byłam w paru nowych miejscach.
W sierpniu lecę na Islandię, o której marzę od kilku lat.
Pojawił się teatr. Wróciłam do biegania. Sprzedałam łóżko, wygrzebałam w lumpie fajne firany, rodzice pożyczyli mi kasę na nowy kolor ścian.
Jest Olimpia i jej fantastyczni rodzice, i śpiewanie z nimi w samochodzie.
Mam nową fryzurę.
Mam nowe życie.

Życie, rozumiecie? Nie: egzystowanie. Nie: łapanie oddechu. Oddychanie!

Zdarza mi się dość często czuć się szczęśliwą. I o ile w byciu szczęśliwą nie widzę, rzecz jasna, nic niewłaściwego, o tyle to "dość często" sprawia mi już mały problem. Nie jestem pewna, czy powinnam dawać sobie do tego prawo. Lub może jeszcze inaczej - nie jestem pewna, czy ludzie to rozumieją. Czy wy to rozumiecie.
Bo jednak często wolimy widzieć świat w dwóch kolorach.
Moja najbliższa sąsiadka praktycznie zerwała ze mną kontakt, kiedy Rafał odszedł. Mogę się tylko domyślać powodów - tej wersji zdarzeń, którą ona najprawdopodobniej przyjęła. Ta wersja jest nieprawdziwą, a my znamy się od dziecka. A jednak tak jej, najwidoczniej, było łatwiej.
Czy tym bardziej ktoś, kto poznaje mnie tylko tutaj, widząc wpisy o firanach czy koncertach, nie pomyśli, że bagatelizuję koniec małżeństwa?
Bo właśnie tego się boję. I nie chodzi właściwie o to, co sobie pomyślicie o mnie. Chodzi o to, jaki z tego może pójść, przynajmniej pozornie, przekaz. Jakie można z tego wyciągnąć wnioski.
Facet zostawia żonę, ona zakłada bloga i pokazuje światu, że nic takiego się nie stało.

Gówno prawda.
Stało się.
Stało się bardzo mocno.

Niedawno postanowiliśmy, że bierzemy rozwód. Bez separacji, bo oboje widzimy, że nie będziemy do siebie wracać. To był trudny moment; powiedzenie sobie tego wprost.
Prawdopodobnie nikt nie wyobraża sobie siebie jako rozwodnika. Mnie religia tym bardziej nie pozwalała na takie wyobrażenia.
A jednak. Tadam.
Teraz Rafał zwleka ze złożeniem wniosku, co do jakiegoś stopnia, oczywiście, rozumiem, ale czuję, że to przedłużanie jest tylko pozwalaniem, żeby drzazga znowu zapulsowała bólem w najmniej spodziewanym momencie (och, mówcie mi Wisławo). Poganiam go więc i kiedy sobie uświadamiam, że to robię, znów myślę - nie, nie ma czerni i bieli. Nigdy nie ma tylko czerni i bieli, ani nigdy nie ma Pełnej chaty, nie ma Dzień za dniem. Jest czasem Monty Python, owszem.
Ja poganiająca męża do złożenia wniosku rozwodowego?
Ale właśnie to jest teraz zgodne ze mną. To jest właśnie szczere.

Pewnych rzeczy zaczynam być pewna, wobec niedawnych pewników miewam coraz więcej wątpliwości.

Nie chcę pisać o tych firanach i koncertach, żeby nikt nie zapomniał, że małżeństwo i rozwód to są naprawdę bardzo, bardzo ważne sprawy.
Jest jednak coś jeszcze.
Ktoś jeszcze.
Wy.

Moi przyjaciele z pewnością potwierdzą - bardzo nie w moim stylu jest pomyśleć o sobie, jako o ważnej, komuś potrzebnej. Czym innym jednak skromność czy kompleksy, a czym innym udawanie, że nie czytam waszych komentarzy, wiadomości od was. Piszecie mi o rozwodach, chorobach; nie macie czasem litości, to fakt, na szczęście ja nie jestem typem, który wchłaniałby cudze problemy. Doceniam wasze zaufanie. I czytam także zapewnienia, że te moje bebechy na wierzchu (choć czasem uśmiecham się do siebie, kiedy ktoś daje mi do zrozumienia, że uwierzył w pełną wersję Agni na tym blogu) mogą się do czegoś przydać.
Te firany. Hummus. Siemię lniane. Prażenie kawy. Wstawanie rano i chodzenie do pracy.
Piszecie, że dodają wam sił.

Piszę ostatnio mniej, bo chcę pokazać: moje życie to nadal także to, że odszedł i mocno mnie tym zranił. Nazywanie tego bloga formą terapii jest lekką przesadą... ale chyba właśnie tylko lekką.
Poczułam kiedyś, że życie mnie nieźle kopnęło w dupsko i pierwszy raz, chyba naprawdę pierwszy raz poszłam pod prąd. Dotarło do mnie może pierwszy raz, że czasem się nie ma wyjścia i trza se, kurna, radzić.

Dzięki, że jesteście. I nie wiem, w jakiej formie będę pisać dalej, ale chciałam, żebyście wiedzieli, co oznacza, kiedy pokazuję wam mniej. To nie jest znak, że ten dzień był szczególnie ciężki. Mógł być nawet szczególnie piękny.
Tyle, że wkrótce będę rozwódką, a nie taki był mój plan. I zwyczajnie potrzebuję jeszcze trochę czasu na przyzwyczajenie się do tej opcji.

powoli wypuszczać powietrze
czy przebić balon szybkim ukłuciem

męczyć się w gryzącym swetrze
połknąć czy zająć się żuciem

nie będę dziś fanem ulepszeń
zostanę przy swoim statusie
choć można by było coś wetrzeć
odpuszczę dziś nocne podtrucie


powoli wypuszczać powietrze
czy przebić balon szybkim ukłuciem

męczyć się w gryzącym swetrze
połknąć czy zająć się żuciem
                            Król - Powoli

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

148

 fot. mia mama

Za mną nowy kolor ścian w sypialni.
Miały być szare i rzeczywiście na takie wyglądają na zdjęciu.
Na żywo są niebieskie, by to szlag.

Znowu mi się okres fajnie łagodnie zaczął.
Tylko te hektolitry, na Boga, skąd to się bierze.

Rozumiecie, czemu piszę tak mało?
Spróbuję to jutro wytłumaczyć.
Teraz już i tak jestem gdzieś na granicy przytomności.
Brocząc.

niedziela, 6 kwietnia 2014

sobota, 5 kwietnia 2014

150

 fot. A.

Vega burger najpierw dziwny, potem smaczny. Kawa z przyprawami najpierw źle pachnie, potem doskonale smakuje. Pani ze sklepu najpierw zakręcona, potem jej partner zakręcony jeszcze bardziej.
I Grand Budapest Hotel najpierw cudowny, potem tylko coraz cudowniejszy.

piątek, 4 kwietnia 2014

151

 fot. Rafał H.

Trochę padam, to pewnie zmiana czasu.
Bardzo mi się podoba Nielot Króla.
(I ciągle po domu w tej samej sukience.)

czwartek, 3 kwietnia 2014

152

 fot. mia mama

... wow wow po rowerze taka śliczna...

Dziś Olimpia decydowała o tym, czego słuchamy. Na końcu wygłosiła:
- Lubię ją. Nazywa się Paloma Faith. Paloma to dziwne imię. Tak jak w Polsce "Judyta".

środa, 2 kwietnia 2014

wtorek, 1 kwietnia 2014

154

 fot. tata

Ja poproszę o korepetycje z myślenia o sobie dobrze. Bo już mnie to naprawdę wkurza.