sobota, 2 września 2017

+4

 
fot. A.

Uff.
Mam kiepskie zdjęcie, bo zapomniałam. Że mam je wrzucić.
Uff.
Ulga.
Ulga, ponieważ od co najmniej pół roku myślałam codziennie (jawna przesada, ale dzięki temu poczujecie, jaki to był ciężar) o tym blogu i o tym, że muszę zamieścić post.
Że powinnam opowiedzieć o sukcesach.

A ja jestem w dupie.

Cztery lata temu (nie wierzę nie wierzę nie wierzę) też byłam w dupie, myślałam, że nie można być w gorszej, ale tamta, to była dupa - konkret. Wiadomo było, co się stało, kto mi to zrobił - czyli, że my oboje - i można było się przynajmniej domyślić, że z niej wyjdę.
Teraz natomiast, sama jestem sobie sterem/żeglarzem/odmętem w arcydziele wszechstronnego rozpierdolu.
Takie mam wrażenie.

Na początku zimy zdiagnozowano u mnie depresję, na końcu zimy miałam (nie, że jakoś tam super poważną, ale jednak stresującą) operację czegoś w macicy, początkiem wiosny nie było wiadomo, czy to depresja, a tuż przed latem rzuciłam pracę.
Od czerwca więc, prawdopodobnie raczej zdrowa i z całą pewnością nie psychicznie, nie pracuję. Urządzam dom oraz na potęgę kłócę się z Prawie Mężem. Aczkolwiek tu akurat muszę przyznać, że mieliśmy parę dni temu rozmowę z tych, o których się mówi, że "pierwszy raz tak naprawdę ze sobą rozmawialiśmy" i kłócimy się trochę mniej. A jeśli już, to inaczej.
Co sprawia, że nieco rzadziej mówię do siebie: zjebałaś, nie sprawia jednak, że mogę sobie powiedzieć: ależ to wcale nie jest żadna dupa, toż to nowe rozdanie.

Staram się sobie tak mówić.
Niekoniecznie mi to wychodzi.

Nie wiem, czy kiedyś wcześniej tak bardzo nie znałam odpowiedzi na pytania o to, czego chcę. Zawsze przynajmniej wiedziałam, czego nie chcę, a aktualnie i tu - mrok.

Uciekam od siebie i jakoś tak całkiem niedawno przypomniałam sobie, że akurat ta ucieczka mi się nie uda.

Czasem w myślach rozmawiam ze swoją terapeutką, nie mogę na żywo, bo już od dawna się z nią nie spotykam. Ona mi zadaje, w tych moich myślach, te wszystkie trudne pytania, czasem mi przychodzi do głowy, ależ to głupie pytanie, pani A., ale nie mogę jej tego powiedzieć, no bo helou, jej tu nie ma, a przede wszystkim, helou, ona jest terapeutką, więc chyba się na tym zna... Próbuję więc na nie odpowiedzieć i wtedy przez chwilę znowu coś wiem...

Właśnie minęła północ, chcę iść spać, bo i tak już wszyscy śpią.
"Wszyscy" są dziś moimi rodzicami, siostrą, jej mężem i Leilą, lat jeden i dwa miesiące z hakiem.
Kiedyś myślałam, że przyjdzie taki czas, wrzucę tu zdjęcie siebie z Małym Człowiekiem albo chociaż z brzuchem tak wielkim, że Wszystko Wiadomo.
A teraz (ciągle) próbuję się przyzwyczaić do tego, że tak nie będzie, nie może być; bo ktoś zapytał, czy przypadkiem nie chcę i odpowiedziałam, że oczywiście, że nie. I to było wtedy szczere. A jest zbyt ważne, żeby móc powiedzieć, że wtedy to już nie dziś.
I nie jest to jedyna sprawa, przy której głównie nic nie wiem, ale skoro aż taka jest jedną z nich, to jak ja mam, na przykład, szukać nowej pracy?..

Byliśmy na Cyprze, skoczyłam do wody z dziesięciu metrów, trochę sobie przypomniałam, kim jestem.
Urządzam dom, podlewam kwiaty, jutro na obiad mejadra, robię pyszne puddingi z tapioki.

Jestem w dupie.
Tak, ja wiem, że nie pierwszy i nie ostatni raz, ale jestem tym już bardzo zmęczona.

I naprawdę nie chciałam, żeby tak to dziś brzmiało. 
Jak to się robi, żeby życie brzmiało inaczej.