czwartek, 29 maja 2014

96

 fot. mia mama

Chcę wam napisać dziś o czymś, o czym myślałam tak często, że sama nie wiem, czy tak naprawdę już tu o tym nie było wiele razy. Znacie to na pewno - słowa kształtowane, przegryzane, smakowane od tak dawna, że ma się niemal pewność: musiały pójść w świat, już na pewno wszyscy je usłyszeli i nie ma sensu powtarzać.
I zwyczajnie właśnie dlatego wcale tu jeszcze tego nie napisałam... chyba?..

Chodzi o jedną z tych bzdur, które próbuje się nam wkręcać; które ktoś kiedyś przeczytał albo nie wiem, powiedział sobie po jakimś ostrym ćpaniu, w jakimś oświeceniu towarzyszącym zwykle poczuciu totalnej porażki, mającym nadać jej jakiś sens, żeby czuć się mniejszym złamasem. Nie wiem, skąd ten pomysł, ale jest to naprawdę dość żenujące, wierzyć w to - a jednak sama tak myślałam, bez głębszej refleksji, z przekonaniem jak o kolorze trawy - że problemy zbliżają ludzi.
Bullshit.
Problemy ludzi mogą, owszem, połączyć, bo tak już po prostu działamy, ale ze zbliżaniem się do siebie nie ma to nic wspólnego, a raczej działa zupełnie odwrotnie.
Problemy sprawiają, że spinasz poślady, żeby problemy pokonać, a jak widzisz, że twojemu partnerowi coś niebezpiecznie tyłek drży, to mu go ściskasz za niego, i tak przecie, i tak do przodu, i tak próbujecie jakoś staranować sprawę. Razem, bo po prostu tak się zwykło - razem. Zwłaszcza, że problem przecież w jakimśtam sensie wspólny, więc wspólnie trzeba...
... i to jedno słowo ma tu przewalenie ważną rolę. Robicie to, bo trzeba. Razem, bo trzeba. I jest nawet poezja, dramat, jest husaria i trzymanie się za ręce. Aż wreszcie facepalm wszechczasów, kiedy widzisz, że gdyby nie ta druga osoba, gdyby nie ten związek, to by tego problemu nie było. On jest - bo jest ON/ONA. I już wiesz. I już się zaczyna smrodek. Już kiśnie, już grzybieje, już szare niteczki pleśni. Oczywiście, że nadal działa magiczne "trzeba", oczywiście, że łapunia w łapuni, i łezka w łezkę, i kto, jak nie my.
Łączy was problem.
Trudno powiedzieć, czy coś jeszcze.
A już nie daj Boże go pokonać.

No albo tak sobie tylko pieprzę, już dzisiaj padam z nóg, do nóg stołu drewnianego, paged, miesięczna rata trzysta osiemdziesiąt z groszami, trochę odłazi fornir po bokach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz