fot. Michał
Jadę dziś do kościoła na rowerze, w sukience. Drobiazgi, ale po swojemu. Bardzo to lubię.
A moja cudowna mama na świąteczny obiad przygotowuje dla mnie osobną zupę!
Potem to ja rządzę sobie w - swojej - kuchni.
Bilans na dziś to trzy pasty do kanapek, dwa bochenki chleba, kilka pieczonych buraków.
Jutro przez cały dzień mnie nie będzie i oczywiście przez to jedzenie oraz zestawy ciuchów do przebrania (kajaki! ale radocha!) muszę brać wielki plecak. Piżdżąco pomarańczowy, dodam.
Strasznie fajnie.
Sprzątanie przez caluteńką Wielką Sobotę, a potem pogaduchy przez internet do czwartej nad ranem nie były najlepszym pomysłem. Ja, kochająca spać, ciągnę dziś po nocy, która dla mnie miała trzy i pół godziny. Jakieś odmienne stany... ale czy jeszcze świadomości?..
Drobiazgi, ale po swojemu, to także laptop w kuchni. Do gotowania mam więc tak naprawdę towarzystwo. Bardzo to lubię, zdaje się, że już to powiedziałam.
Lubię Cię taką pozytywnie nakręconą:)
OdpowiedzUsuńJesteś piękną kobietą, wewnątrz i na zewnątrz. Tyle powiem.
OdpowiedzUsuń