piątek, 1 sierpnia 2014

32

fot. mia mama

Chyba nie wyglądam dobrze. Chyba widać, że trochę dołuję.
I nie będę o tym pisać. Nie będę nie będę nie będę. Dlatego właśnie, że bardzo bym chciała, a naprawdę lepiej tego nie rozdrapywać.

Wolę, że: uwielbiam wykreślać kolejne pozycje z listy "to do" przed Islandią.

A krótko przed piątą po południu, idę w okolice głównej ulicy naszego małego miasta. Jestem ciekawa, czy faktycznie ruch się zatrzyma, czy zatrzyma się ktokolwiek.
Punktualnie o siedemnastej wstaję z ławki. Myślę, że nie zwracam uwagi, wokół stoi dość sporo osób, rozmawiają, czekają na autobus.
Nie widzę, żeby ktoś jeszcze zrobił to samo... ale po dosłownie paru sekundach słyszę obok siebie ... jakie Warszawskie? - odwracam się, dwóch mężczyzn zerka na mnie i też wstają ze swojej ławki.

I tak stoimy przez jakieś dwie minuty, ja się uśmiecham do siebie, oni o czymś cicho rozmawiają, sprawdzam godzinę, patrzę na nich, jeden pytająco unosi brwi, potakuję, odchodzę, tak, wzruszyłam się, tak, myślę, że to właśnie tak powinno być.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz