fot. Łu
Wszystko się układa. Trochę na zasadzie "mimo, że" - ale się układa.
Udaje mi się spakować, a nawet ugotować obiad i jeszcze - uwaga, uwaga - nałożyć na twarz maseczkę. Co więcej, zdążam ją też zmyć.
Wujek podrzuca mnie na autobus, a kiedy odkrywam, że na połączenie będę czekać w pełnym słońcu, podjeżdża mój autobus, pół godziny wcześniej. Można się w nim schować.
Zaliczamy koncert, z drugiego zwiewamy (nie zachwyca).
I dzwoni Jeszcze-Mąż.
Mówi o ważnych sprawach. Naprawdę ważnych.
I przeprasza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz