wtorek, 12 sierpnia 2014

21

fot. Łu

Reykjavik jest mój.
Mogłam to tylko przeczuwać, a dziś potwierdzić.
Nie wiedziałam, że aż tak swobodnie będę się tu czuć. I swojsko. I nie wydaje mi się to niczym nadzwyczajnym, bo mam wrażenie, że tu nie można się czuć inaczej.

Zachwyca mnie tutejszy styl ubierania, zwłaszcza kobiet. Niesamowicie oryginalny, barwny, swobodny i wysmakowany zarazem.
Zadziwia znajomość angielskiego - u dzieciaków, którym pomagam pozbierać rozsypane na ulicy płyty i zabawki (jedziemy je sprzedać!) i u nie do końca trzeźwego, za to ogromnie miłego starszego pana, który pomaga nam znaleźć sklep z alkoholem.

No i tutejsze ciucholandy, o nich to książki pisać.

Snujemy się. Śniadanie w pobliżu portu, machanie moim rodzicom w miejscu, gdzie jest web-camera. Trochę zakupów, sporo słońca, pogoda totalnie oszałamia i każdy nam ciągle powtarza, że zwykle jest zupełnie inna.

Obie czujemy się tu, hm, no chyba nie jak w domu, chyba czujemy się tu lepiej.
No dobra, po prostu przebosko mi tu.

2 komentarze: