No i podjęta ostatnia już próba zaliczenia muzeum, ale ceny nadal nie są z naszej bajki.
A trochę o byciu z podobnych bajek rozmawiamy dziś wieczorem z Jimim. Właściwie, rozmowa jeszcze trochę trwa, nie jest zbyt grzeczne to moje klikanie, ale wkrótce muszę iść spać; Ulfur przyspieszył spotkanie, więc najważniejszą część naszej wyprawy, żeby nie powiedzieć, że po prostu właściwą wyprawę, zaczynamy trochę wcześniej. Co cieszy mnie ogromnie... i staram się nie myśleć zbyt wiele o tym, jak nam teraz może być zimno.
Zdjęcie jest zrobione przed tutejszą salą koncertową. I nie chcą kasy za wypuszczenie nas do środka.
Pójście na basen, który odwiedzają tylko Islandczycy, to trochę oswajanie tego miasta, co nam obu się bardzo podoba.
I lubię to nasze snucie się.
Dobrze by było trochę tu pomieszkać.
A od jutra prawdopodobnie nie będę mieć dostępu do sieci.
Za to do widoków, przestrzeni, wiatru.
Siebie.
No to łap wiatr w skrzydła to ci się należy:)
OdpowiedzUsuń