piątek, 15 sierpnia 2014

18

fot. Łu

Pewnie mogłyśmy mieć gorszą pogodę, ale trudno mi to sobie wyobrazić. Nie narzekamy! Jaramy się! Bo to okazało się naprawdę proste. Bierzesz samochód i zaczynasz podróż po Islandii.

Złoty Krąg w deszczu też robi wrażenie. Wszędzie niemal tłumy, więc nie tylko my nie przejmujemy się aurą. No, dobra, trochę się martwię mokrym aparatem... ale zawieram umowę z Panem Bogiem - jeśli obiektyw odparuje, zawinę go w siatkę, przysięgam!
Uf. Działa.

Gejzery strzelają wysoko, cieszę się jak dziecko. Dużo dziś zresztą tej dziecięcej radości. Z pięknego wodospadu (Gullfoss), choć bardziej mokro to już tu chyba nie mogło być. Z kupienia wielkiej peleryny. Z ogromnego loda, którego mi stawia Łu. Z robienia zdjęć miśkowi, który nam tu zastępuje pewną bliską naszym sercom kumpelę. Z umycia zębów na stacji benzynowej. Wieczornego spaceru, któremu towarzyszy już obiecująco waniliowe niebo. Znalezienia miejsca na nocleg (czyli parkingu, bo przy tej temperaturze namiot odpada) i czystego kibelka tuż przy nim.

Robienia tego, co kiedyś miałam odwagę sobie wymarzyć.

Wiecie, jak smakuje Sigur Rós w islandzkim deszczu?
Ja wiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz