czwartek, 17 lipca 2014

47

fot. Agni

Nawet nie mam aparatu, wierzcie mi, nie jestem najszczęśliwsza, robiąc sobie zdjęcie na blog telefonem. Nie o to tu chodziło przecież, ale jednocześnie... chwila... co to za dziwna narośl w okolicach mojego nadgarstka... no w każdym razie, jednocześnie mam kolejną małą lekcję przedmiotu "nie wszystko da się zaplanować".

Popołudnie mam spędzić na zebraniu dotyczącym szeroko (mam nadzieję) rozumianego rozwoju naszej miejscowości. Lub na czekaniu na Jeszcze-Męża. I jedno, i drugie bierze w łeb i naprawdę nie ma kto mi zrobić zdjęcia.
Za to wreszcie mogę zacząć myśleć nieco poważniej o Islandii. Notuję dosłownie wszystko, co mi się nasuwa, bo znam siebie.

Już za mniej niż miesiąc będę układać się do snu na przednim siedzeniu małego samochodziku - lub w namiocie (Łu, czy my bierzemy maty?).
Czy ja zanotowałam, że mam kupić płyn do soczewek?..
No i tak to mniej więcej teraz wygląda, i nie przestaję się do siebie szczerzyć.

I jeszcze parę rzeczy chcę tu dziś napisać, i tym razem pozwolę sobie na coś w rodzaju strumienia świadomości.

Jadłonomia wrzuca na fb wpis o kupowaniu tofu w biedrze, więc dzwonię do Magdy, która ma taki sklep pod blokiem, Magda mówi, że w sumie też o tym myślała, jeśli znajdzie, to mi weźmie - i oto pierwszy raz w życiu mam tofu, jaram się.
Uczę się też dziś, że karta debetowa to to samo, co płatnicza, i że jeśli myślisz, że podskoczysz sobie do banku, żeby coś szybko załatwić, to lepiej tak myśleć przestań, bo skończy się na tym, że czekając przy okienku przez kwadrans, aż ktokolwiek cię uraczy swoją obecnością, zadzwonisz z nudów na infolinię tegoż banku i wszystko załatwisz przez telefon.
I teraz już trochę bardziej na poważnie.
Zastanawiam się od jakiegoś czasu, czy właściwie interpretuję wszystkie znaki. Taaak, ja jestem z tych, co autentycznie wierzą w podążanie za znakami, to pewnie jakieś alchemikowe echa, którym ufanie jednak dotąd mnie nie zawiodło. I tylko obecnie nie wiem, co z tego gąszczu znaków powinnam tak naprawdę wybrać, co z tym dalej zrobić. Dojrzewam do pewnych decyzji i mam w planach napisanie kilku maili, zminimalizowanie posiadanych dóbr materialnych... no, zobaczymy. Póki co, wysyłam dziś mail, po wysłaniu którego sama przez chwilę trzymam za siebie kciuki, potem przez kwadrans najprawdopodobniej odnoszę autopromocyjną porażkę, rozmowa jest jednak bardzo miła i zostawia w sercu jakiś przyjemny promyczek nadziei. Trudno mi powiedzieć, na co, ale chyba po prostu na autentyczne zmiany - wiem już, że potrzebuję ich bardziej, niż jeszcze przed paroma miesiącami przypuszczałam.

Dobra, wracam do tego, co w tej chwili najważniejsze - Łu moja słodka, czy my przypadkiem nie powinnyśmy zacząć ogarniać tego układu?

1 komentarz:

  1. TAAAAK! Ogarniajmyyy! :D lol! chcę to zatańczyć TAM!!!
    p.s. wisisz mi filmik z babiej maj dir! :P :* kisu!

    OdpowiedzUsuń