piątek, 13 czerwca 2014

81

fot. samowyzwalacz

Dopiero stosunkowo niedawno odkryłam, że raczej dość trudno przyrządza się te potrawy, których się nigdy wcześniej nie jadło. Ciągle o tym zapominam i co jakiś czas podejmuję dziwaczne, nikomu niepotrzebne, wyzwania... a potem nawet nie potrafię powiedzieć, czy się udało...
Mój dzisiejszy obiad (który tak naprawdę stał się bardzo późną kolacją) wywołała sympatia do nazwy, na którą trafiłam wczoraj w internecie.
Skoro robię sobie czasem hummus, to czemu nie falafele?
I jeszcze upiekę pity, a co.
Pity nie wyrosły, ale są smaczne. Falafele (o ile nimi są), to już zupełne niebo w gębie.
W międzyczasie coś załatwiam, no i myję te podłogi.
Niech ktoś spróbuje powiedzieć, że nie jestem jakąś pieprzoną kobietą sukcesu.
No heloł.
Umyte podłogi i usmażone falafele.
Obiad o dwudziestej drugiej, ale gdyby mi spadł na ziemię okruszek, mogę go zjeść.
Handluj z tym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz