środa, 12 marca 2014

174

 fot. A.

Pierwsze noce w Chorwacji były właściwie bezsenne. Zsuwałyśmy z siebie cienkie prześcieradło, otwierałyśmy szeroko okiennice. Lipcowe powietrze dusiło, czułyśmy wręcz fizycznie jego ciężar. I hałas cykad, nieustający koncert na setki, tysiące dzikich głosów. Jakby krzyczały, jakby zupełnie siebie nie słyszały.
Na nasz taras przychodził mały łaciaty kot, czasem go karmiłyśmy, był dość ufny, pocieszny.
Którejś nocy, jednej z tych, kiedy wreszcie nauczyłyśmy się tam spać, obudził nas zupełnie nowy dźwięk. Wyjątkowo głośny i przerażający.
Kot dorwał jedną z cykad i bawił się nią pod naszym oknem. Próbowałyśmy ją uwolnić, z małym okrutnikiem nie miałyśmy żadnych szans. A robak, którego muzykę zdążyłam już pokochać, okazał się straszliwie brzydki.

Ciągle i ciągle przekonuję się, ile we mnie blokad i strachu. Odkrywam - i wolałabym zakryć z powrotem. Wkurza mnie ta nastolatka, która wreszcie powinna dorosnąć i trochę bardziej siebie polubić. Kiedy jak polubić, gdy wkurza?

Jem obiad w barze mlecznym, jestem zachwycona tym miejscem, zawsze mnie takie miejsca zachwycają. Zostaję na parę godzin sama wieczorem i zachwyca mnie ten wieczór, samotność, cisza. Chowam się w nie swój sweter i nie jest mi nieswojo.

- A warto tego skosztować?
- Zawsze warto kosztować.

Dziś czuję się cała, pełna. Dziś A. mówi do mnie: Agnieszka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz