poniedziałek, 24 lutego 2014

190

 fot. mia mama

Naprawdę nie wiem, jak prowadzić ten blog.
Zakładałam, że długo będę dochodzić do siebie.
I choć nie jestem pewna, jak blisko siebie teraz jestem, to przecież naprawdę nie sądziłam, że tak szybko codzienność przestanie stanowić wyzwanie. Że już nie będzie tylko pamiętaj o oddychaniu, że pomalowanie paznokci przestanie być miarą sukcesu. Nie przewidziałam spotkań, rozmów, tańca, biletów na sierpniowy lot. Marzyłam - ale byłam niemal pewna, że tak szybko się tyle nie wydarzy. Że przez najbliższe miesiące nie będzie się działo tak naprawdę nic.
Dzieje się. A ja oddycham głęboko i miewam pomalowane paznokcie.
I co dalej?
Rozumiecie - nie miałam przecież potrzeby opowiadania światu o tym, co gotuję, u kogo śpię, jaką odkryłam niedawno muzykę. Szanuję osoby, które prowadzą publiczne pamiętniki, ale naprawdę nie taki przyświecał mi cel, kiedy stawałam pierwszy raz przed obiektywem aparatu. Teraz natomiast, choć uważnie dawkuję wam te małe prawdy o sobie, wiem, że robi się tu właśnie pamiętnikowo.
I do pewnego stopnia to jest w porządku. Możecie zobaczyć, że ktoś powiedział odchodzę, pierdzielnął w kąt przysięgą małżeńską, a niespełna pół roku później ma się ochotę na maseczkę ze śmierdzącej glinki, chce się pojechać na weekend do Krakowa, czyta się piąty tom "Mrocznej Wieży", śmieje się, gada, pije i śpiewa (i śpiewa!).
Co dalej? Już przecież wiecie, że żyję.
Za parę dni minie właśnie te równe pół roku. Nie jesteśmy w separacji, przed chwilą był tu po samochód, przez okno podałam mu maszynkę do chleba.
Piszę to i wzruszam ramionami.
Co dalej? No? Co dalej?

2 komentarze:

  1. Poruszył mnie ten wpis. Niesiesz w nim wielką siłę, dziękuję. Siedzę z maseczką na twarzy. I czuję znacznie więcej, niż tylko zaciśnięte kciuki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja mam swoją teorię odnośnie roli, jaką będzie pełnił ten blog.
    Kiedy sypie się małżeństwo, czy wieloletni związek bardzo często mamy uczucie, że zawalił się cały świat, że nic już nie ma sensu, że wszystko się skończyło. Bardzo szybko dociera do nas, że to nie do końca prawda, że to wręcz głupie... A mimo to, uczucie powraca. uczucie straty, rozdarcia, pustki, braku równowagi, braku sensu i celu...

    Za każdym razem, kiedy znów się tak poczujesz będziesz mogła zajrzec tutaj i przypomnieć sobie o tym, że Twoje małżeństwo, Twoja miłość, chociaż bezsprzecznie były ważną częścią twojego życia, to... Nie jedyną. Nie była całym twoim życiem. Wszystko inne co było w nim ważne, piękne, treściwe i wartościowe - nadal jest. Straciłaś coś ważnego, ale wiele innych ważnych rzeczy zostało. Straciłaś jedną ważną osobę, ale wiele, bardzo wiele osób, również ważnych pozostało. To dlatego żyjesz, oddychasz, pracujesz, uśmiechasz się, bywasz na prawdę szczęśliwa. To nic złego, to nic dziwnego, nic nienormalnego... Masz absolutne prawo do szczęścia, bo twoje życie to nie był tylko jeden człowiek. Więc ono nie mogło się skończyć tylko dlatego, że on się postanowił z twojego życia wyprowadzić.
    Nikt nie będzie dyskutował z tym, że był bardzo ważnym fragmentem twojej układanki. Ale był jedynie fragmentem większej całości. Bez niego owszem - układanka nie wygląda tak samo jak wcześniej, ale przecież nadal jest, nadal da się ją ułożył, złożyć. Czasem puste miejsce strasznie kłuje w oczy a czasem w ogóle go nie widać. Z czasem pewnie zastąpisz te puste miejsce innym puzzlem. Pewnie, że będzie z innego kompletu, więc trochę będzie odstawał z tej czy innej strony, ale za to nada układance zupełnie nową jakość! A może właśnie ten nowy będzie dopiero idealnie dopełniał całość? A może sama sobie jakąś artystyczną metodą dosztukujesz brakujący kawałek... Któż to wie... ;-)

    OdpowiedzUsuń