sobota, 22 lutego 2014

192

 fot. Marta

Aktualnie niewiele jest osób, z którymi wyobrażam sobie wspólne mieszkanie. Konkretnie, dwie. Przy czym jedna raczej nie planuje przeprowadzki, a ja w jej włościach nie dałabym rady się urządzić. A druga, to Łu.
I takie poranki, jak ten, utwierdzają mnie w przekonaniu, że tak, to właściwa osoba do dzielenia ich częściej.
Jest leniwie.
Jest na przemian paplająco i małomównie.
Z babką cytrynową w śmiesznej cukierni, ponoć legendarnej, na pewno okraszonej mnóstwem sympatycznych staruszków.
"Poranek" kończy się powrotem do domu późnym popołudniem. Odkrywam, że żaden z wczorajszych elektronicznych zakupów mi się nie przyda, więc dobrze, że po drodze zgarnęłam dziwaczne ciemne okulary, targując się mocno z ceną. No i majtki kupione u pani Uli też cieszą.
Jeszcze szybkie porządki, przy których mój brat informuje mnie, że w tej fryzurze wyglądam jak Popeye... szybko jednak się poprawia - Żartowałem, wyglądasz lepiej!
No tak, kto by nie chciał wyglądać lepiej od Popeye'a.
I wieczorne, nazwijmy rzecz po imieniu, chlanie wódy. Co cię nie zabije, to wiadomo - czuję się potem faktycznie bardzo mocna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz