poniedziałek, 17 lutego 2014

197

 fot. mia mama

Dzień, w którym niemal zupełnie serio przywiązuję się do wizji zamieszkania w miejscu, na które w rzeczywistości mnie nie stać. Potem jest mi przykro, kiedy okazuje się, że zostało już komuś obiecane, a przecież naprawdę nie dałabym rady z rachunkami i tą całą resztą tak zwanego życia.
Jest to też jednak dzień, w którym w lumpie krążę wokół o dwa rozmiary za dużego swetra... a potem zwyczajnie go kupuję, więc to chyba trochę tłumaczy irracjonalne marzenia o własnym kącie lub przynajmniej z nimi współbrzmi.

Miewam wyrzuty sumienia z powodu tego, że bywa mi całkiem dobrze w aktualnym stanie. W aktualnym stanie różnych rzeczy.
Potem jednak przestaje mi być aż tak bardzo znowu dobrze, więc i sumienie się uspokaja.

Świetnie, co?
Jest mi troszkę źle, więc mogę spać spokojnie. Bo złe samopoczucie jest przecież uzasadnione, a nie jakieś... uśmiechanie się?.. Lub może nawet śmiech!?..

Przyszło mi dziś do głowy, żeby zamknąć ten blog. Zaczynałam go prowadzić słaba, teraz jest trochę inaczej. Może już spełnił swoją rolę?
Wiem więc, że tym bardziej muszę go jeszcze mieć. Skoro znowu tak bardzo go nie chcę, skoro znowu jest wbrew mnie - niech będzie.

3 komentarze:

  1. Nie zamykaj bloga :) Jest niezwykły i niesamowity. Choć z drugiej strony - cokolwiek człowiek robi, powinien przede wszystkim robić to w zgodzie ze sobą. Niemniej jednak wiedz tylko, że ja (bo tylko za siebie mogę pisać) zaglądam tu często i zawsze kończę z uśmiechem, lub z jakąś nową myślą kołaczącą się po głowie.....
    PS. I powiedz przy okazji gdzie są takie fajne lupeksy, w których wygrzebujesz te wszystkie ciuchy o których piszesz.... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za miłe słowa zdradzę - na Pszczyńskiej, polecam, myślę, że starczy dla wszystkich ;)

      Usuń
  2. Znaczy, że co... Że zamieszkasz teraz w dużym swetrze? :-P

    OdpowiedzUsuń