wtorek, 7 stycznia 2014

238

fot. mąż

Za niektóre (wszystkie?) przyjemności trzeba zapłacić - i to jest w porządku.
Za sukienkę od Pulpy trzeba całkiem sporo, więc aktualnie rezygnuję.
Pozwalam sobie za to na krem cebulowy z grzankami, na makaron z podgrzybkami, na lampkę białego wina. Łokcie przy sobie, miły uśmiech na twarzy... zależy mi na tym, żeby spotkanie było kulturalne i takie właśnie jest.
Mówi głównie mój mąż, na tym zależy mi także. I cieszę się, że mogę usłyszeć, co czuł i co czuje, co myślał, myśli, kogo poznaje. Widzieć te wszystkie podobieństwa. Odetchnąć z ulgą i zobaczyć, że jemu właśnie spada z serca ten sam kamień albo raczej gigantyczny głaz.
Kiedy mówię ja, mam - oczywiście - wrażenie, że słucha cała restauracja. A może po prostu to ja siebie tak dobrze słyszę.
Mówiącą głośno:
separacja
rozwód
Szlag, no jasne, że miało być zupełnie inaczej, to nie miały być słowa mojej nomenklatury. A jednak i nimi nauczyłam się operować.
Wychodzimy w miasto razem, przed rozejściem się robi mi zdjęcie.
Niektóre przyjemności kosztują niewiele. Kupuję sobie dzisiaj milionową chyba czapkę, mam totalnego fioła na punkcie czapek, a wszystkie są niemal identyczne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz