sobota, 28 grudnia 2013

248

 fot. A.

Niewątpliwy plus wracania do domu po Świętach - dopiero dziś rozpakowuję prezenty.
Wymarzony "Kronos" Gombrowicza, ekstra ocieplacze na nogi (uwielbiam ocieplacze na nogi!), wełniane ubranko na kubek, wydziergane własnoręcznie przez mamę... i parę innych cudowności. Przyjemnie, miło, uśmiecham się przy każdym zdejmowanym papierze.
Jest też prezent od mojego męża, dowodzący, że pamięta jeszcze, jakiej lubię słuchać muzyki. Lubię też inną, z którą nie do końca było mu po drodze, ale ważne, że w kategorii brzmień polskich, literackich, mogę jeszcze na niego liczyć. To jest naprawdę w porządku. Jest też opłatek, ale przełamanie go zostawiam już na jutro, kiedy wreszcie odeśpię świąteczne kładzenie się do łóżka tuż przed godziną, o której zwykle z tego łóżka wstaję.
Plan na dziś to już tylko zwędzić trochę moczki z lodówki, wydłubać z oczu soczewki i zniknąć na jak najdłużej, z moją słodką Kreską zwiniętą w kłębek przy moich nogach. Kreską, która właśnie zamruczała, jakby wysłyszała, że o niej mowa... a może, może, kto tam kota wie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz