sobota, 21 grudnia 2013

255

 fot. mia mama

Rano zaparzam sobie wielki kubek kawy i jak na twardziela przystało, zabieram się za pakowanie prezentów. Niedźwiecki trochę nudzi, więc włączam własną płytę z okołoświątecznymi piosenkami.
I mniej więcej przy prezencie dla taty zaczynam ryczeć.

Bo ja lubię ten świąteczny kicz. Gwiazdki w oknie i lampki na półce. Te piosenki. Pakowanie.
Ja to lubię.
Lubiłam zawsze obchodzić Święta. A teraz wolałabym ich w ogóle nie obchodzić, wolałabym, żeby miały mnie gdzieś.

Szczerze mówiąc, zwyczajnie smarkam w rękaw, myślę, że nic mi nie da uciec w Wigilię, skoro już teraz w powietrzu tyle tego cholernego wszystkiego, i że po co mi sprzątać, po co zdobić, przecież nikt mnie tu nawet nie odwiedza, przecież nie ma dla kogo...

Po południu jednak jakoś się zmuszam do złapania za ścierkę i przychodzi olśnienie.
Dla siebie.
Mogę wszystko robić dla siebie.

I robię.

A potem piję z mamą wódkę.

1 komentarz: