wtorek, 5 listopada 2013

301

fot. mama

Ciągle mama i mama robi mi te zdjęcia, ja to jednak jestem lew salonowy...

Dziś nie wiem, o co mi chodzi. Po prostu.
Niektórzy (wszyscy?) już wiedzą, że dostawcy namiotów dziś piszę, że ma mnie przytulić, kogoś innego bardzo staram się do siebie zniechęcić, szefa mam ochotę kopnąć w kostkę, a sama wejść pod koc i udawać, że mnie nie ma.

Wieczorem spotykam się z mężem, jest w porządku, na koniec on mówi jakoś niezręcznie, że krótkie włosy to się szybko myje, ja kiwam głową, odwracam się, jestem pewna, że chciał powiedzieć coś innego, no ale nie powiedział, szybko odchodzę.
Lżej się rozmawia później, przez internet, może po prostu dlatego, że tylko pomaga mi skonfigurować program.
Chciałam, żeby to zrobił ktoś inny... ale ów "inny" powiedział mi już kiedyś życzliwie, że nie zawsze ma telefon przy dupie, więc dziś po prostu znów przekonuję się, że to prawda.
Zresztą, mąż zawsze był pomocny w takich sprawach. Muszę sobie chyba też czasem pozwalać na branie czegoś od niego. Zwłaszcza, kiedy sam chce dawać.
Mam laptop! Swój, swój, swój! Pięknie śmiga (być może dzięki temu, że jeszcze mało co jest na nim zainstalowane), pierwszy raz od bardzo dawna mam znów program do obsługi poczty, a na zdjęciu, jeśli ktoś nie zauważył, wdzięczę się właśnie z tym cudem w tle - i bardzo mnie ono cieszy.

I piję sobie wino z tej okazji, za zdrowie znajomych, i teraz Nohavica śpiewa To co nemám nemůžu ti dát... pokárej mě ale neopouštěj - jeszcze parę tygodni temu kojarzyłabym takie słowa z jedną osobą, dziś trudno o wiele z tych rzeczy, które "jeszcze parę tygodni temu".

1 komentarz:

  1. I ta najlepsza myszka do laptopa Tracer, którą i ja mam już ponad 4 lata i śmiaga już w drugim laptopie heh.
    Pozdrawiam i do następnego spotkania Klubu Miłośników Gór 28. XI. 2013
    ;)

    OdpowiedzUsuń