fot. tata
... cholerna pełnia...
... chyba wariuję...
... dzień mija właściwie zupełnie normalnie... myję sobie samochód, sprzątam w domu, takie tam... tylko ciągle dzisiaj przy tym wszystkim umieram ze strachu...
A teraz długa kąpiel.
Muszę się schować pod wodą.
Usłyszeć, jak bije mi serce.
Usłyszeć, że bije mi serce.
Agni,bije...i będzie bić...btw coraz bardziej przyzwyczajam się do Twojej nowej fryzury i muszę powiedzieć, że świetnie Ci w niej! Piękna jesienna fotka:) Niech pełnia się kończy i niech nadejdą piękne dni...
OdpowiedzUsuńteż lubię to słyszeć ;)
OdpowiedzUsuńPod wodą jest głośniej, szybciej. Pod wodą zmieniasz molekuły. Pod wodą jesteś kimś innym. Nie zapomnij o tym.
OdpowiedzUsuńCześć. Nie znamy się. Czytam Twój blog od dawna, ponieważ robi na mnie wrażenie. Dotychczas nie komentowałam, bo zastanawiałam się, jakiego rodzaju jest to wrażenie. Teraz jakoś na to wpadłam... Boję się jak cholera, bo może trafiam kulą w płot, albo "dotykam czegoś bez pozwolenia", ale podzielę się... Podziwiam Cię za wynalazczość, tzn., że wynalazłaś własny sposób na sięganie po wsparcie. Wiem, że to trudne zwłaszcza dla kobiety skrzywdzonej, która dotychczas oznajmiała światu, że ma szczęśliwy związek i deklarowała jego nieskończoność. Wszystkie to znamy! Zazdroszczę Ci, ponieważ ja nie potrafię prosić o wsparcie, a okazuje się - np. poprzez Twoje działania -, że ludzie chcą je dawać! Mam jednak też smutne wieści (i pewnie od nich powinnam zacząć, bo podobno człowiek zapamiętuje to co po "ale", a nie przed...czy jakoś tak ;)). Czytając Twoje posty odnoszę wrażenie, że albo Twój mąż odszedł do mężczyzny, albo Ty postanowiłaś zostać świętą... Nie potrzebuję odpowiedzi na to. To retoryka. Myślę jedynie, że jeśli chcesz być świętą, (co akurat w polskich warunkach nie jest nowe, ponieważ Polki często przyjmują smutną postawę rozgrzeszających męczennic - więc nie jest to ocena, raczej obraz pewnej tendencji), a nie kobietą z krwi i kości, tygrysicą, która jest gotowa rozszarpać każdego kto ją skrzywdzi...to obawiam się, że Twoje dzisiejsze łzy to tylko przygrywka do czegoś znacznie poważniejszego. Na pewno wiesz, że z krzywdą nie wiążą się tylko smutek, rozpacz, ból... ale też agresja, złość, chęć zemsty, w których może jest i pasja, ale na pewno nie ma żadnej poezji... To wszystko jest bardzo ludzkie. Dzięki temu tworzą się prawdziwe relacje, bo podobno "nie można budować związku na byciu miłym". Ale to wszystko jest też bardzo trudne, bo lęk przed ocenami jest silniejszy od potrzeby bycia "bardziej sobą". Myślę, że pisanie, że Twój mąż to świetny facet, (bo może i świetny, w końcu ma świetną żonę, ale to chyba za wcześnie na rozgrzeszanie...) mogłoby być składaniem ofiary z samej siebie... i obawiam się, że za kilka lat nerwica da Ci popalić, bo dzisiaj nie dałaś sobie prawa do bycia z krwi i kości... człowiekiem... Niemniej, ja tu piszę wyłącznie o swoich wrażeniach, bo jak wspomniałam... nie znamy się... tylko z kilku zdań wiem, jak wygląda Twoja codzienność. Nawet nie wiem, czy załamuje Ci się głos... Pozdrawiam! Będę zaglądać - jeśli nie masz nic przeciwko. Ciężko wcisnąć "enter" - ale spróbuję...może z zamkniętymi oczami się uda...taka jestem odważna...
OdpowiedzUsuńNie bój się.
UsuńJa tu jestem szczera - ale nie cała. Nigdy w internecie nie jestem cała.
Napisałam tu już raz, że nikt nie chce oglądać tuszu rozmazanego na policzkach. A nie zatrzymując się na tym, i sobie każę widzieć co innego.
Myślę, że byłoby mi łatwo pielęgnować w sobie żale. Zakwaszać się złością i pretensjami.
Ja tak nie chcę.
Obawiam się, że do świętej jednak mi daleko... chociaż... nie, bez "obawiam się" ;)
Wiesz... jakośtam sobie żyję. Ani lepiej, ani gorzej. Inaczej. Czasem w kawałkach, czasem kompletna. Zawsze właśnie SOBIE żyję, nigdy internetowi. To nie znaczy, że tu kłamię. Po prostu staram się sama o siebie zadbać.
Napisałam pod tym zdjęciem, że cały dzień umieram ze strachu. Tu, w komentarzu, do którego wiem, że mało kto zerknie, mogę zdradzić: to nie był strach o siebie. Od paru dni bardzo się boję o kogoś bliskiego.
I widzisz - tak to właśnie wygląda. Piszę o czymś, ale nie zdradzam do końca, o co chodzi. I to nie jest jakaś próba intrygowania. Pokazuję Wam trochę siebie, tylko i aż trochę; może też próbuję nauczyć, że uśmiech na zdjęciu, w prawdziwym życiu bywa bardzo daleki od radości..?
Możecie stąd wyciągać, co chcecie. I czego potrzebujecie.
A mnie przecież dopiero zaczynacie poznawać... cierpliwości...
Cieszę się, że się odezwałaś. Rób to, ilekroć najdzie Cię ochota.
Twoje uśmiechy wyglądają na prawdziwe i to musi wystarczyć... a czy wyrażają radość to już inna bajka... "Staram się sama o siebie zadbać" - a jednak tygrysica z Ciebie;) Zabrzmi to pewnie ironicznie, (bo przecież życie takie bywa), ale życzę Ci wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia. Trzymaj się!
Usuńwszystkimi czterema łapami czasem lwicy, a czasem kociaka, podpisuję się pod koleżanki proszemnieniebudzic słowami. a że znam Cię (nie tak jak bym chciała, ale jednak), to wiem, że to jest obierka Ciebie. złuszczaj się, złuszczaj. za rok będzie tu nowa, świeża agni!
Usuń