fot. Plast
Na nosie mam pamiątkę z wieczornego kociego "pocałunku".
Cały dzień spędzam na kolejnym weselu. Jako fotograf, nie gość. Na początek kilka łez nad lampą, która nie działa, jak trzeba - wkurzają mnie tylko, wkurza ta miękkość w środku, naprawdę już jej nie chcę. Potem spotkanie z mężem, miłe i kulturalne... i uświadamiające mi, że jednak potrafię sobie wyobrazić kiedyś naszą przyjaźń... tylko przyjaźń...
Radzę sobie. Myślę, że przez cały ten dzień całkiem nieźle sobie radzę.
Ach, wiejskie wesela. I prostota czarno-białego świata pijanych facetów. Śmieję się dziś zupełnie szczerze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz