wtorek, 18 marca 2014

168

 fot. mia mama

Pobeczałyśmy się wczoraj trochę.
Choć Łu się chyba trzymała nieco lepiej. Ja - cóż. Jak grochy. I ostatnie dwie tabletki na sen, bez nich mogłoby być tylko gorzej... choć nie wyobrażam sobie, co by to "gorzej" miało właściwie oznaczać. Bo jeszcze dziś rano czuję się...

... najważniejsze, że minęło.
Wymyślam na obiad zapiekankę ryżową, jest genialna. W weekend spodziewam się gości, więc robię też popisową pastę marchewkową - oczywiście, wychodzi bardziej obciachowa, niż popisowa, ale najważniejsza jest ta energia, którą przy tym w sobie odkrywam.

Może i hummus zdążę machnąć.

W ostatnich miesiącach na niewiele rzeczy miałam wpływ, choć gotowa jestem oskarżać siebie o stuprocentową odpowiedzialność za wszystko, absolutnie wszystko, co mnie spotyka.
Chyba jednak faktycznie nie jest to pełną prawdą.
To dość odciążające, uwalniające - uświadomić to sobie.
(Dzięki.)

1 komentarz: