czwartek, 6 lutego 2014

208

 fot. tata

To moje spocone pyszczysko, rozświetlone fleszem, nieco mi zaburza koncepcję dzisiejszego wpisu... ale co tam. Nie patrzcie za dużo na mnie, po prostu czytajcie.
Choć może dodam, że zdjęcie jest zrobione po umyciu podłóg. I fajnie jest myć podłogi, wiedząc, że się to robi przed czyimś przyjazdem. Chować w szufladę ręczniki. Układać równo książki. Bo przyjeżdża jutro Łucja i zostanie na noc. Bardzo to rozgrzewa.

Być może powinnam coś napisać o konkursie na Blog Roku... Tak, napiszę coś.
Od początku nie sądziłam, że mam cień szansy. Natomiast przez chwilę wyobraziłam sobie, jak fajnie by było dostać jakąś stówkę SMSów... ale to nie jest coś, co miałoby mi dodawać albo ujmować wiary w siebie; kiedy zobaczyłam sumę otrzymanych głosów, zaczęłam się wyłącznie śmiać. Dobrze było się przekonać.
(I zobaczyć, ile jest w Polsce blogów o chorych dzieciach.)

Trochę sobie dzisiaj z Łu gadałyśmy tak... wiecie; mądrząc się.
Chcę wam napisać, co sobie wymyśliłyśmy, i co dopowiedziałam sobie też sama.

Jesteśmy pokoleniem okłamywania samych siebie.
I wszyscy tak bardzo pragniemy akceptacji, bliskości; miłości, po prostu miłości! Mówimy "chcemy normalnie", nie wiedząc, czym dziś "normalnie" ma być. Jeśli normy wyznacza większość, kto ma to robić dla pokolenia mniejszości? I tak mocno do siebie się garnąc, umieramy ze strachu przed odrzuceniem, więc mówimy sobie: niech to nie będzie zbyt poważnie, nie obiecujmy sobie niczego, po prostu spróbujmy być szczęśliwi. Niech nie boli, niech już nigdy nie boli.
Nie chcemy też krzywdzić innych, to zresztą jest przecież dobre. Wyważeni, muskamy rzeczywistość koniuszkami palców, jak ekrany naszych smartfonów. Jesteśmy tak blisko siebie, zachłanni na drugiego człowieka, a jednak zaskorupieni i schowani za wyobrażeniami o tym, że każde zranienie zostawi ślad, z którym zwyczajnie sobie nie poradzimy. Mamy być gładcy, nieskalani, więc niech jest przyjemnie, nawet jeśli przeczuwamy, że to nie znaczy: prawdziwie.

My lubimy z Łucją blizny. Szukamy u innych blizn.

Wiecie, ja wierzę w miłość, naprawdę. W to jednak, czy i ja jej doświadczę - nie wiem.
Nie kupuję powiedzenia "kocha się tylko raz". Ale co, jeśli tylko jedno kochanie przysługuje jednej osobie? Jeśli ktoś mnie już kochał i nikt inny pokochać nie da rady?..

Trafiam dziś na artystę, który nazywa się Nils Frahm, pięknie gra na fortepianie, a utwory na swojej płycie zatytułował tak:

You
Do
Re
Mi
Fa
Sol
La
Si
Me

Takie to... tak. No przecież. Kiedy jest, to właśnie tak. Cała muzyka między tobą i mną.

2 komentarze:

  1. Również należę do tego grona, które lubi blizny lub po prostu się ich nie boi.
    Nie uważasz, że ludzie bez blizn bardzo asekuracyjnie podchodzą do relacji międzyludzkich, do życia, co w efekcie wydaje się odrobinę nieszczere?

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się w pełni z przedmówczynią i ja również uwielbiam wszelakie blizny, zawsze mnie ciągło do takich pobliźniałych ludzi..

    OdpowiedzUsuń