środa, 22 stycznia 2014

223

 fot. mia mama

Właśnie sobie uświadomiłam, że niewiele pamiętam z dzisiejszego dnia...

... ale parę rzeczy się znajdzie.

Że rano w busie spotykam Magdę, poznaną kiedyś w pokręconych okolicznościach, zachwyciła mnie już wtedy, zachwyca i dziś. Cała jest energią, siłą, inspiracją. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia w jej mieszkaniu i cieszę się, że mnie znów do niego zaprasza.
Zwyczajnie.
Na wódkę.

Że wieczorem kolejna Magda, czyli trochę inwestowania w przyszłość, zobaczymy, nie chcę zapeszać.

I że w międzyczasie... hm. Nie chcę pisać o nim "mój mąż". Przecież w pewnym sensie, jest nim w nie nazbyt oszałamiającym stopniu... Nie chcę też zdradzać jego imienia...
Pseudonim. Będzie pseudonim.
Dla wtajemniczonych, mało oryginalny.
Oz.
Ha.
To będzie Oz.

A więc w międzyczasie spotykam się znów z Ozem, ponownie z powodu samochodu i wygląda na to, że wkrótce ta sprawa już naprawdę będzie zakończona, bo oboje mamy jej dość.

Pamiętam też, że chciałam dziś wrzucić trochę uprażonego sezamu do blendera, ale zamiast tego, moczę daktyle, a w piekarniku podpieka się granola.

Pachnie. Uwielbiam, kiedy mi tu tak pachnie.

***

A teraz jeszcze na skórze werbena, cytryna, limonka, paczula.
Tak.
Jest mało rzeczy ważniejszych od pachnienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz