środa, 1 stycznia 2014

244

 fot. Kamila

Nie wchodzę w Nowy Rok najlepszą jakością zdjęć i wiem, że nie wyglądam tu zbyt korzystnie, ale gdyby ktoś jeszcze nie zauważył, zupełnie nie o to chodzi w tym blogu.

Lubię noworoczny chill. Muzyka, którą poznałam u Artura, ciastka od Kasi i Beaty, herbata od Michaliny w kubku od mamy. Czuję się dopieszczona i pewna bliskości wielu osób, choć siedzę sama przy stole. Nic to nie ma wspólnego z samotnością, zupełnie nic.

Przypominam sobie wszystko, co mówiono mi minionej nocy. To była naprawdę udana impreza - mam na myśli to, że nie mogę być pewna, kto właściwie co mi powiedział. Nie pamiętam też, komu np. ja wyznawałam, że prawdziwym sprawdzianem radzenia sobie samej nie jest zasypianie w wielkim zimnym łóżku, tylko porządna biegunka... no, cóż, jest szansa, że ten ktoś również tego do końca nie pamięta.
Były i poważniejsze rozmowy. Tak naprawdę, od dawna z nikim nie rozmawiałam o moim rozstaniu - ani o poprzedzającym je związku, co może jest właściwie znacznie istotniejsze; przez pierwszy okres wiele osób skupiało się na samym fakcie odejścia mojego męża, mało kto miał ochotę wypowiedzieć się o czymś, co mógł widzieć wcześniej. Szanuję to, oczywiście - i tym bardziej zaskakujące było dla mnie to, co mogłam teraz usłyszeć.
Próbuję uczyć Łu, że po dowody wsparcia i sympatii warto czasem samemu sięgnąć. I naprawdę tak myślę. Kiedy jednak dostaję je bez inicjatywy z mojej strony, ogrzewają najbardziej.
Tak, mam znowu kulę ciepła w brzuchu, tak przyjemnie promieniuje, aż po koniuszki palców.

Mam swoich ludzi. Mam cały batalion swoich ludzi.

2 komentarze:

  1. Ogrzewają najbardziej :-) Słonecznik smakuje bardziej :-) Dobrego roku Kochana, z batalionem ludzi :-) :****

    OdpowiedzUsuń
  2. myślę, że możesz liczyć nawet na ludzi nienależących do batalionu, przyciągasz pozytywnie ;)

    OdpowiedzUsuń