czwartek, 5 grudnia 2013

271

 fot. Rafał H.

Miałam przygotowane inne zdjęcie. Takie, na którym szerzej się uśmiecham, i na którym mam przy sobie dwie małe przylepy.
Ale chcę chronić ich prywatność.

Dziś rano, zasuwając na przystanek (a zasuwam w naprawdę dobrym tempie, bo - nic nowego - odrobinę za późno wstałam), postanawiam, że oleję brak samochodu i po pracy pojadę do mojego chrześniaka z prezentem mikołajkowym.
W sklepie spotykam koleżankę, która mieszka tam, gdzie mały; zawozi mnie pod sam ich dom. Autobus powrotny ma idealne połączenie z autobusem do mojej wioski (a tu naprawdę rzadko kiedy cokolwiek jeździ). I jeszcze spotykam po drodze mojego młodego sąsiada, który jest uroczo wstawiony. Tzn. jest i wstawiony, i uroczy. (Niesie mój plecak, Boże drogi, przez chwilę czuję się jak nastolatka, słowo daję.)
Wszechświat mi zatem dziś sprzyja!

I nawet spotkanie z mężem jest całkiem miłe. Zresztą, nasze spotkania to nie problem; chodzi o to, co pojawia się potem... ale naprawdę nie mam dziś czasu na zbyt mocne przeżywanie. Ani takiej potrzeby.

Jest zwyczajnie. Pisząc to, wzruszam ramionami, bo chciałabym zakończyć jakąś błyskotliwą puentą, ale ta zwyczajność mi tak odpowiada, że właściwie naprawdę szkoda by było ją popsuć jakimikolwiek jeszcze słowami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz