wtorek, 10 grudnia 2013

266

 fot. mia mama

Jak wydać za jednym zamachem większość prowizji?
Przejeżdżać w drodze z pracy obok ulubionego ciucholandu...

... co jest też, oczywiście, dowodem, jak szaloną dostałam prowizję za zeszły miesiąc.

Kapelusz nie ja znajduję, ale odstępuje mi go jakiś miły pan.
I nie, nie chodzę po domu w płaszczu. To czyste szpanerstwo.

Spędzam parę godzin z Justi. Miały być trzy kwadranse, ale dawno się nie widziałyśmy. I zawsze mi z nią tak bezpiecznie, swojsko, zawsze taka wytęskniona. I zawsze pożegnanie w trzech etapach - wstaję z kanapy i nawijamy. Przechodzę parę kroków, przystaję - nawijamy. Odprowadza mnie do drzwi - gadu gadu gadu nocą...

I jestem sobie na nowo zmotoryzowana, dzięki samochodowi brata.

I byłby to naprawdę bardzo miły dzień, gdyby w grande finale nie nastąpiło spotkanie z tatą.
Mój tata jest naprawdę w porządku. Ale w ostatnich tygodniach nasza relacja wygląda tak, że on czasem coś dla mnie zrobi, czasem nawet zapyta, co u mnie słychać, a generalnie to, co nas łączy najbardziej, to wzajemne unikanie się.
Trudno mi go jednak uniknąć, kiedy po prostu do mnie przychodzi.
I nie po to, żeby zapytać, jak mi minął dzień.
Przychodzi po prostu coś oznajmić, a korne cielę przyjmuje do wiadomości, bo nie bardzo potrafi dyskutować ze swoim tatą. W końcu to cielę zaledwie trzydziestoletnie.

Tego typu sytuacja, to taki... pakiet standardowy.
W tym pakiecie jest też to, że choć zmienił mi plany, poradzę sobie.
Bo, kurwa, nie mam wyjścia.

Setny wpis.
Sto dni bez męża, no to świętuję, że hej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz