czwartek, 21 listopada 2013

285

 fot. mama

Pamiętam moją radość, kiedy kończył się rok 2012. Powiedzmy, że to nie był najbardziej szalony sylwester wszechczasów; obejrzeliśmy film na komputerze, chyba zjedliśmy trochę chipsów, a potem pojechaliśmy do znajomego. Gadaliśmy przez parę godzin, przespaliśmy się w hotelu, rano trzeźwi i rześcy wróciliśmy do domu. Bez szału - ale ta ulga, że ten parszywy rok już za nami... Niezapomniana. Naprawdę.

Trudno byłoby mi powiedzieć, cóż tak strasznego spotykało mnie (nas) w tym minionym roku. Przeprowadzka to nie koniec świata. A jednak był szczególnie ciężki i jego ogólna atmosfera lepiła się jak stary keczup na talerzu.

Być może dlatego na te rzeczy, które dzieją się teraz, nie mogę patrzeć jak na splot jakichś wyjątkowo dobijających okoliczności.
Nim mąż ode mnie odszedł, byliśmy razem na wakacjach. Nie nazwałabym naszych tamtejszych relacji idealnymi, myślę, że nawet słowo "nieźle" byłoby jakimś niewskazanym wybuchem entuzjazmu... ale wspinaliśmy się, widziałam, że się w tym rozwijam. To było naprawdę dobre.
No i parę innych spraw, wydarzeń, ludzi... jeśli nazwałabym aktualny rok bardzo nieudanym, byłoby to dla nich cholernie niesprawiedliwe.

I prawdopodobnie w ramach akcji "Agni, zweryfikuj swoje poglądy" dziś rano po zdawkowym "Jezus!" nastąpiło parkowanie w rowie. A wieczorem, po nonszalanckich trzech tygodniach używania, przestał działać zasilacz do laptopa.

Ale: zanim laptop padł, pogadałam sobie na skypie, m.in. z 3,5 letnim Niko, który zwraca się do mnie w wołaczu, to jest absolutnie ekstra.
(Strzelam, nie mam pojęcia, ile on ma lat.)
Gdyby przy drodze nie było rowu, być może dzisiejszy wpis ukazałby się z jeszcze większym opóźnieniem (wersja optymistyczna). Ale rów był, a aktualnie jest jeszcze dodatkowo nieco szerszy.
A mój szef nie marudził, że dostałam L4 także na jutro.

Szklanka do połowy pełna, przynajmniej teraz. Przynajmniej w tej chwili nie chce mi się być pociągająco cierpiącą i potrzebującą opieki. Jestem w sposób prze-nudny sobieradząca. Jestem z krwi i kości. Jestem.

1 komentarz:

  1. Tak mi się przypomniało... W tym roku nie podejmowałam tematu, bo byłoby bez sensu. Ale w przyszłym roku... Ryjka Ci nie odpuszczę... Mam plan, ale nie mam słów. A wiem, że ty będziesz miała słów aż w nadmiarze. Nie odpuszczę...

    OdpowiedzUsuń