poniedziałek, 2 września 2019

+6

fot. Agata


Chcę Wam dzisiaj powiedzieć, że na nic nie jest za późno.
Tam, gdzie teraz jesteście. W czasie, w którym jesteście. Miejscu. Okolicznościach.
Nie jest za późno.

Jest w sam raz.

Wy jesteście w sam raz.

Macie zasoby, które wolno Wam widzieć i z których wolno Wam korzystać. Macie w sobie piękno, mądrość, doświadczenie, jakich nie ma NIKT INNY. Jesteście JEDYNYMI - egzemplarzami, osobami.
I liczycie się najbardziej. Dla Was, a jestem pewna, że i dla paru (co najmniej) innych osób.

Chcę Wam też powiedzieć, że nic nie wiadomo na pewno, i że to jest dobra wiadomość. Nic nie jest postanowione raz na zawsze - zapewniam Was.

Nie tylko związek.
Nic.

Możecie zmieniać.
Powinniście.
Powinnyście.
Zmieniajcie.

Wpadam sobie, co jakiś czas, w pułapkę planowania. Właściwie, nie uważam, żeby planowanie było czymś skrajnie złym, ale jest jednak stawianiem sobie jakichś ścian. Ściany chronią przed wiatrem, mrozem, nadmiernym upałem. Ściany odgradzają. Mogą potęgować poczucie wyobcowania. Strach.
Moje ściany kojarzą mi się raczej dobrze, a dzięki solidnej pracy, jaką nad sobą wykonałam, moje ściany potrafię też budować na zupełnie nowych fundamentach, z zupełnie nowych materiałów, ciągle od początku.

Jakiś czas temu zatrudniłam się na stanowisku, z jakim siebie bym absolutnie nie kojarzyła. Że trochę poniżej... że bez ambicji... że ale jak to...
Okazało się, że nadal jestem sobą (tak, wyobraźcie sobie). A nie mogąc się schować za pracą z kategorii "wszyscy by tak chcieli" czy też przynoszącą codziennie mnóstwo arcyzabawnych anegdot do opowiadania, muszę się zastanowić nad wartością mnie samej; mnie poza pracą. Okazało się też, że moje potencjały nie wygasły jakimś tajemniczym sposobem tylko przez to, że zawodowo zajmuję się czymś cholernie innym od wszystkiego, czym zajmowałam się dotychczas.

(Swoją droga, jak się tak zastanowić, to w każdej właściwie mojej pracy zajmowałam się czymś cholernie innym... ale powiedzmy, że tym razem był to zdecydowanie wyższy level "cholernej inności".)

Bez wdawania się w zbędne szczegóły: skupiłam się na sobie, pozwoliłam sobie ryzykować, starałam się być asertywna, postawiłam na siebie... i odkryłam, że to procentuje. Przynosi szanse rozwoju. Awansu.

I wtedy na scenę wkracza Szansa Zmiany.
To całe, legendarne, wyjście ze strefy komfortu.

I znowu nic nie wiem.
I cudownie jest nie wiedzieć.

Zaufajcie mi: cudownie jest nie wiedzieć.

Mam za sobą intensywny rok, bardzo ciekawy; rok kilku podróży, wiader wylanych łez, kilkukrotnych zmian fryzury, walki o bycie matką chrzestną (zakończonej sukcesem!), składania zeznań w staraniach o uzyskanie kościelnego stwierdzenia nieważności małżeństwa, rok cementowania związku z A., drobnych remontów, inwestycji, mnóstwa, mnóstwa weryfikacji.

Wróciłam do śpiewania, dzięki czemu wreszcie znalazłam w Krakowie grupę bardzo mi bliskich ludzi, którzy są dla mnie nieraz jak rodzina. Czuję, że to moje miasto, w którym mam swoje miejsca i rytuały.
Buduję siebie i wzmacniam, odkrywam. Tak; ciągle odkrywam także siebie samą.

Mam za sobą rok intensywnego dojrzewania.
Na dojrzewanie też nie jest za późno.

Świat wcale tak szybko się nie zawala, a na pewno nie zawala się tylko dlatego, że ktoś sobie zmienił zdanie. Choć był to ktoś kiedyś dla mnie najbliższy, już nim nie jest, a najbliższa jestem sobie ja sama.

Mam na tym zdjęciu krzywy uśmiech i w ogóle jakoś mało siebie przypominam. A to, co piszę dzisiaj, prawdopodobnie nie jest tym, co powstałoby jutro czy tydzień temu.

Niewiele wiem. Wiele odkrywam.
Żyję.

Mam przyjaciółkę, która powtarza czasem życzenie, brzmiące trochę jak polecenie, jak zadanie do zrobienia: żyj.

To zadanie odrabia się bardzo przyjemnie, jeśli się sobie na to pozwoli. Niekoniecznie łatwo, tych wylanych łez może wcale nie powinnam liczyć na wiadra, a na wanny... ale życie to przygoda. Pozwólcie sobie na to, by właśnie takim je mieć.

Żyjcie.
Ja żyję.

Do zo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz