poniedziałek, 9 czerwca 2014

85

 fot. tata

Chodzi chyba po prostu o to, że to kolejna pora roku, której muszę nauczyć się na nowo. Siłować ze skojarzeniami i tymi wszystkimi już niepotrzebnymi nasze.
Albo niczyje, albo moje, albo jego, a nawet ich. Nie nasze, więc musi być przypisane komuś na nowo lub jakkolwiek na nowo określone. Pora się odzwyczajać.
Co w pewnym sensie, oczywiście, przychodzi teraz już łatwiej.
A w pewnym... no, wiecie.
Wieczory są takie gorące. Wszystko tak pachnie.
I może też po prostu przez to, że to już prawie koniec.
Tęsknienie jesienne przeżyłam, przeżyłam zimę i Święta, wiosnę z Wielkanocą.
Teraz już tylko samotne wakacje.
Ręcznik, którego nikt nie będzie pilnować. Nikomu nie pokażę z poziomu siodełka - patrz, zarypiasty pies (i nikt nie powie Aga, chyba tylko ty jeszcze używasz słowa "zarypiasty").

Chorwacja, która była moją, potem naszą, teraz będzie ich.
Wschód na Babiej już nie nasz i chyba niczyj.
Tę sukienkę miałam na sobie, kiedy dostałam od niego na urodziny małą kochaną "sardinę".
I jest tego sporo więcej, nawet czuję, jakby najwięcej było tego właśnie latem.
Wieczory, noce.
W lipcu mam urodziny.

Nie ma kto komarów na ścianach pozabijać.

Więcej koktajlu truskawkowego dla mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz